środa, 7 grudnia 2016

Od Pain C.D Ashton


Westchnęłam ciężko. Musiałam to przemyśleć. 
Jeżeli zostanę z nim, koniec końców po raz pierwszy od miesięcy nawiążę jakąś znajomość. Było to dla mnie już dawno wyobcowane uczucie. Jeżeli natomiast odejdę, nic się nie zmieni. Będzie tak, jak zawsze, rutyna i żadnych przygód, które niegdyś kochałam.
- No dobrze, zostanę. - kąciki moich ust uniosły się w niewidocznym uśmiechu.
- Jest! - ucieszył się basior, a jego ogon tak mocno wywijał na wszystkie strony, że aż nie było go widać. Bardzo mnie to rozbawiło.
- To gdzie idziemy? - zapytałam, rozglądając się. - Nie za bardzo wiem, gdzie jesteśmy....

Ashtoneł?

Od Ashton'a C.D Pain

- Och to świetnie! Chętnie Cię oprowadzę, opowiem ci i jak... -z podekscytowania mój ogon latał to w prawo to w lewo z taką prędkością jakby było to śmigło helikoptera.
Nieznajoma mruknęła coś cicho jednak nie ruszyła się z miejsca. Przyglądałem się jej próbując odgadnąć w czym jest problem.
- Ach no tak, glupek ze mnie. Przecież jest środek nocy -pacnąłem się łapą w czoło- Lepiej zaprowadzę cię do alfy. Powinien znaleźć Ci miejsce do nocowania.
Chwyciłem suczkę za przednią łapę i pociągnąłem by ruszyła za mną jednak nie ruszyła się z miejsca. Co więcej wyrwała się z uścisku jak poparzona.
- Eee.... Idziesz? -spytałem zaskoczony
- Nie. Nie mam ochoty na spotkanie z żadną alfą, beta i niewiadomo jeszcze kim -burknęła i odwróciła się ode mnie.
Na chwilę mnie sparaliżowało ale gdy uświadomiłem sobie, że Pain chce odejść zagrodziłem jej drogę.
- Stój! Nie musimy iść do alfy. Możemy iść po prostu do mnie. Albo pozwiedzać. Lub coś jeszcze innego. Zostań.

Pain?

wtorek, 6 grudnia 2016

Nieobecność

Przepraszam że nie wstawiam ostatnio waszych opowiadań, nie zaglądam na bloga...Otóż, chciałam sobie od niego zrobić przerwę, jak w większości blogów. Nie, nie odchodzę. Po prostu będę przez jakiś czas nieobecna tutaj.


~ Shairen.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Od Pain C.D Ashton

Podeszłam bliżej, próbując uchwycić wzrokiem choćby zarys sylwetki postaci, której oczy wpatrywały się we mnie. Po chwili moim oczom ukazał się nieznany mi pies. Zmrużyłam nieco powieki, świdrując go wzrokiem, gotowa do ataku napięłam wszystkie mięśnie.
- Kim jesteś? - zapytał, uśmiechając się do mnie.
- Mogłabym zapytać cię o to samo...
- Nie sądzę, to tereny sfory.
A jednak. Ugh... teraz pewnie będzie chciał zaprowadzić mnie do alf. Niech to szlag.
- No więc, kim jesteś? - powtórzył pytanie.
- Pain. - odparłam krótko uświadamiając sobie powoli, że takowy osobnik nie zamierza zrobić mi krzywdy.
- Co tutaj robisz? Z tego co wiem to nie należysz do sfory...? - uniósł brew, widocznie zaciekawiony.
- Nie, nie należę. - odparłam cicho.

Ashtoneł?

Od Ashton'a C.D Pain

Nie mogłem spać. Wyszedłem na zewnątrz zamierzając przejść się na krótki spacer. Szedłem przed siebie, ot tak, bez żadnego konkretnego celu, byleby tylko rozprostować nogi i dać upust swojej energii.
Spacerowałem jakiś kwadrans wbijając łapy w mroźny śnieg. Zapadały się one już nieco głębiej niż wczoraj co było wyraźnym znakiem, że zima naprawdę nadeszła. Wciągnąłem do płuc świeże, chłodne powietrze, które sprawiło lekkie drżenie mojego ciała gdy, wdarło się do płuc. Ale nie poczułem jedynie zapachu lasu. Było to coś więcej.... Lawenda? Woń była delikatna ale nie można było jej nie wyczuć. Wydało mi się to dziwne, w końcu mamy grudzień. Skąd by się tu, wzięły kwiaty?
Zaintrygowany zbliżyłem nos do ziemi i zacząłem tropić. Zapach stawał się coraz mocniejszy aczkolwiek nadal miał w sobie tę delikatność i łagodność. Nie drażnił mojego nosa. Wręcz przeciwnie. Był przyjemny. Po trzech minutach poszukiwania źródła zapachu nareszcie dotarłem do celu. Kwiatki musiały znajdować się zaraz za najbliższym krzakiem. Nie marnując czasu skoczyłem tak. Czekała mnie nie mała niespodzianka. Nie było tam żadnych kwiatów. Ani jednego. Zamiast tego stałem oko w oko z piękną suczką o jasnym futrze. Uśmiechnąłem się do niej. Jej oczy błyskały w świetle księżyca i wpatrywały się we mnie z uporem.

Pain?

niedziela, 4 grudnia 2016

WYNIKI EVENTU !

Hey psiaki ! Pora na wyniki pierwszego konkursu!  

Oto trzy psy, które zajęły miejsca na podium! 

Opowiadanie o podróży do świata olbrzymów : 

MIEJSCE PIERWSZE - (PO DŁUUUUGICH NAMYSŁACH NIE MOGŁAM WYBRAĆ PIERWSZEGO MIEJSCA, TO ZAWSZE JEST CIĘŻKIE..NO ALE CÓŻ...ZWYCIĘZCA JEST TYLKO JEDEN :V ) gratulacje dlaaaaa - Esperento!!!! gratulujemy !!!!  - OTRZYMUJESZ STANOWISKO GŁÓWNEGO ŁOWCY! + 1 POCHWAŁA! 
MIEJSCE DRUGIE - GRATULACJE DLA ALFY!!!  - OTRZYMUJESZ 2 POCHWAŁY! 

MIEJSCE TRZECIE - GRATULACJE DLA ASHA!    - OTRZYMUJESZ 1 POCHWAŁĘ ! 


Obrazek o polowaniu na jelenia : 

MIEJSCE PIERWSZE - No cóż, przynajmniej admini twierdzą, że większym talentem artystycznym wykazała się Karai ! Brawo dla niej !  - Nagroda : Stanowisko Głównego Malarza + 2 pochwały.

MIEJSCE DRUGIE - Ashton ! Brawo ! Z racji że straszna mała liczba osób wzięła udział...ASHTON DOSTAJE TAK SAMO SUPERAŚNĄ NAGRODĘ JAK KARAI ! - Nagroda : Specjalnie dla ciebie, nowe stanowisko - Główny Piosenkarz! Ash zostaje głównym piosenkarzem, + 1 pochwała ;) .







Od Sekhmet'a - " Samobójstwo "

Dzień miał się zacząć tak jak każdy, poranny spacer, śniadanie, obchód z Anabelle...Wyszedłem z jaskini i ruszyłem w stronę jaskini alfy. Gdy dotarłem na miejsce, zastałem niemiłą niespodziankę. Przed jaskinią leżał list, przygnieciony kamieniem. Wyciągnąłem kartkę papieru, i zacząłem czytać.

  "Przepraszam was wszystkich, że stało się to tak nagle...Nic nikomu nie mówiłam..Nie chciałam, abyście tęsknili. Tęsknili ? Po mnie? Ha, na pewno teraz będziecie się cieszyć że mnie nie ma, w szczególności Shairen i Garry, że otrzymują po mnie stanowisko alf. Ja..Chciałam was powiadomić że odeszłam. Nie szukajcie mnie, i tak nie znajdziecie. Teraz już pewnie dawno jestem gdzieś na końcu świata. Gratuluję z całego serca nowym alfom, i życzę wam, abyście mądrze rządzili SPS. Pozdrawiam też mojego najlepszego przyjaciela - Sekhmeta. To chyba wszystko, jeszcze raz was przepraszam. "

~ Wasza Anabelle. 


Ten tekst dosłownie zwalił mnie z nóg. Usiadłem z wrażenia. To mną poruszyło. Powiedziała że jestem jej najlepszym przyjacielem...Po policzku spłynęła mi łza, a za nią kolejna i kolejna...W końcu zacisnąłem zęby i popędziłem z kartką do Shairen i Garry'ego. Shi nie było, musiałem pogadać o tym z Garrym.
- Anabelle odeszła. - Rzuciłem z przejęciem i podałem psu kartkę.
- Jak to? - Podniósł jedną brew. Nie wierzył mi.
- Przeczytaj list. - Warknąłem i wyszedłem. Za duże emocje. Zostawiła mnie. Nic mi nie powiedziała, mógłbym odejść razem z nią...Moje życie straciło cały swój sens. Dotychczas barwny i kolorowy świat stracił swe barwy i powrócił do smutnego, szarego wyglądu. Wybiegłem zdenerwowany z jaskini bet, okej, teraz alf, i biegłem przed siebie. Miałem zamiar skrócić swój ból, nie wytrzymam tego, to już trzeci raz w moim je*anym życiu! Pobiegłem nad klif. Spojrzałem w dół. Moje serce waliło jak szalone, aby za chwilę przestać, i już nigdy więcej znów nie bić. Zamknąłem oczy. Przepraszam, Anabelle.  - Powiedziałem po cichu i skoczyłem. Nie leciałem długo, wylądowałem na ziemi. Czułem przeszywający ból, chwilowy mam nadzieję, moja głowa roztrzaskała się o kamienie, rozciąłem sobie bok. Miałem już mroczki przed oczami. Zamknąłem oczy, i już więcej ich nie otworzyłem...


SEKHMET POPEŁNIA SAMOBÓJSTWO ! 


Anabelle odchodzi!

Znalezione obrazy dla zapytania Louche Sfora Psiego Uśmiechu 
Anabelle odchodzi! 
Alfą zostają Garry i Shairen.

Od Karai CD Aikady



Gdzie poleciała ta łania? Ugh, gdyby nie ta suczka, już dawno zabrałabym ją martwą do mojej 'villi'. Stanęłam w miejscu i zaczęłam nasłuchiwać, jednak słyszałam jedynie ćwierkanie ptaków czy brzęczenie owadów. No i odłgłosy czyiść kroków. Obróciłam łeb w tył, a moim oczą ukazała się ta sa suka co przedtem.
- Ych, daj mi spokój - warknęłam.
- Nie - odparła, wyraźnie zadowolona ze swej asertywności. Zignorowałam jej odpowiedź.
- To nie było pytanie.
- Cóż, trudno - burknęła.

Aikada?

Od Karai CD Lessie

Wiedziałam, że to idiotyczny pomysł, jednak kusiło mnie by do niej dołączyć. Położyłam jedną z łap na lodowisku, by za chwile dołączyła do niej reszta. Wyglądało na stabilne. Spojrzałam na suczkę niepewnym wzrokiem, a ona odpowiedziała mi głupkowatym uśmieszkiem. Poszła trochę bardziej na środek, nie spuszczałam wzroku z jej łap, z lodu naokoł nich.
- No chodź! - mruknęła.
- Jakoś mnie to nie przekonuje... - na moje słowa Lessie przewróciła oczami.
- Nie ma się czego bać! - zapewniła. Zauważyłam jednak peknięcie obok jej łapy, które szybko zaczęło się rozprzestrzeniać.
- Mówiłam, że to kiepski pomysł - powiedziałam i zeszłam na trawę.
Lessie? ;w;

Od Pain


Moje łapy zapadały się w miękkim, puszystym śniegu, zostawiając w nim swoje odbicie. Poruszałam się niemal bezszelestnie, mijając drzewa i inne rośliny które pojawiły mi się przed nosem. Wdychałam mroźne, ostre powietrze, które przyprawiało mnie o dreszcze, czułam, jak pod jego wpływem moje płuca rozrywają się na strzępy. Mój wzrok utkwiony był na wprost, nie zwracałam uwagi na wszelkie otaczające mnie niebezpieczeństwa. Blask księżyca odbijał się od mojej srebrzystej sierści, nadając mi jasną poświatę, przez co wyglądałam co najmniej tajemniczo. Wszędzie naokoło panowała głucha cisza, która była dla mnie pewnego rodzaju ukojeniem. Moje powieki opadły, ja sama natomiast zatrzymałam się w miejscu i oparłam o potężne, stare drzewo. Westchnęłam ciężko i rozejrzałam się, by upewnić się, że w pobliżu nikogo nie było. W najwyższej gotowości do ataku przysiadłam na mroźnym puchu, pozwalając ciału odpocząć.
Wtedy do mojego nosa dotarł zapach innych psów.
Zerwałam się na równe nogi, śnieg zaskrzypiał głośno pod wpływem mojego ciężaru.
Jeszcze tego mi brakowało. Jeżeli gdzieś w pobliżu jest sfora... no, nie będzie to dla mnie dobre.
Starałam się uspokoić oddech, który jak wiadomo mógł mnie zdemaskować. Sam mój tajemniczy, lawendowy zapach mógł sprowadzić tutaj strażników. Co robić co robić co robić co robić...
Nagle zza drzew dostrzegłam parę lśniących w ciemnościach ślepi.

Ktoś?

Morderczyni - Pain !


https://40.media.tumblr.com/f2bde665bf55b4a2d33623071c7e688a/tumblr_nnryqm71fA1tzp06ho1_500.jpg

                            Autor : https://www.tumblr.com/search/samoyed%20husky%20mix

Imię: Pain
Płeć: Suka
Głos: Radioactive - Macy Kate.
Wiek: Liczę sobie tylko 3 wiosny
Stanowisko: Morderczyni
Charakter: Co by można było o mnie powiedzieć...? Może zacznijmy od tego, że z natury nie jestem ani ufną, ani przyjacielską suką. Każdego nowo poznanego psa trzymam na dystans, zdarza się, że go spławiam i ignoruję. Nie przepadam za towarzystwem, wolę samotność, która towarzyszyła mi od najmłodszych lat. Jestem wredna i arogancka, nierzadko radość sprawia mi ból innych. Dla moich ofiar nie mam za grosz litości, morduję z zimną krwią i nigdy się nie zastanawiam, nie waham choć przez chwilę. Nikt nigdy nie śmiał mnie obrazić bądź ośmieszyć, bo najprościej w świecie taka osoba gorzko by tego pożałowała, a inni doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Uchodziłam za agresywną, chorą psychicznie sukę bez skrupułów i wyrzutów sumienia. W sumie, było w tym trochę prawdy...
Jeżeli jednak usłyszysz moją historię, moje zachowanie wobec innych będzie dla ciebie zupełnie zrozumiałe. No, możliwe, że nie.
Gdy jakiś pies wzbudzi moje zainteresowanie, staram się powstrzymać moją niszczycielską stronę i staję się nieco inna. Nie łypię już na ciebie chłodnym spojrzeniem, nie spinam się w każdej chwili gotowa do ataku, nie odpowiadam wrednie na twoje wypowiedzi. Zamiast tego prowadzę normalną rozmowę, rozluźniam się, może nawet czasem się uśmiechnę, no i jednym słowem: normalnieję.
Przejdźmy może do spraw sercowych. Jeszcze nigdy w życiu się nie zakochałam, jednak w głębi duszy o tym marzę. Chciałabym móc porozmawiać z kimś komu stuprocentowo ufam o mojej przeszłości, zwierzyć się i chociaż w małej części zrzucić z siebie ten ciężar. Chciałabym mieć się do kogo przytulić, mieć z kim spędzać wolny czas. Póki jednak jestem singielką staram się wykorzystywać tą "wolność".
Warto byłoby wspomnieć, że jestem odważna i waleczna, no, może jeszcze odrobinę nerwowa i agresywna. Na pewno nie należę do spokojnych psów, które boją się powiedzieć lub nie mają swojego zdania. Nigdy nikogo nie naśladuję, nawet tego nie próbowałam. Całe życie jestem sobą, czy to się komuś podoba czy nie. Cecha ta sprawia że przyciągam do siebie innych, nawet wbrew własnej woli. Bo przecież kto nie chciałby zaprzyjaźnić się z odważną, silną psychicznie i posiadającą własne zdanie, oryginalną jak tylko można suką? Zapewne każdy, a jeżeli nie, to większość. Nie da się uniknąć faktu że jestem rozpoznawalna w tłumie. Inne psy czują do mnie strach, ale również podziw. Muszę przyznać, że nie zawsze mi to odpowiada.
Myślę, że jestem sprawiedliwa i honorowa. Zawsze staję po stronie prawdy, na prawdę bardzo rzadko zdarza mi się kłamać. Jestem szczera w swoich uczuciach i mówię to co myślę, nie przejmując się konsekwencjami. Jeżeli wpadniesz w sidła jakiegoś gangu lub mafii i nie jesteś moją ofiarą, jest szansa, że ci pomogę. Nie będę natomiast oczekiwała nic w zamian, zrobię swoje i ulotnię się jak szybko tylko się da. Morduję, załatwiam swoje sprawy i znikam, nie zostawiając po sobie najmniejszego śladu. W końcu nie bez powodu jestem poszukiwana za brutalne morderstwa na zlecenie aż w 10 krajach i jeszcze mnie nie złapano, nieprawdaż...?
Rasa: Wyglądem przypominam husky, jednak moimi małymi rozmiarami już nie. Uznajmy więc moją rasę za nieokreśloną.
Kontakty :
  • Rodzina : Nie nazywałabym tych osób moją rodziną. Samica która mnie urodziła zwała się Alis, natomiast samiec który ją zapłodnił na imię miał Moon. Z tego co mi wiadomo, nie mam rodzeństwa. Było zbyt słabe, by przeżyć po porodzie. Ja jako jedyna jestem jeszcze na tym świecie.
  • Potomstwo : Nie planuję w najbliższym czasie. Tylko czy ja w ogóle nadaję się na matkę?
  • Partner/ka : Nie spieszy mi się do tego. Brak.
  • Zauroczenie : Nie poznałam jeszcze psa godnego mojej uwagi.
Historia: Urodziłam się w totalnej melinie, delikatnie to nazywając. Psy z których powstałam to kompletni alkoholicy, którzy zajmowali się tylko sobą. Gdyby moja rodzicielka i jej partner nie pili aż tyle i nie żyliby w takim burdelu moi bracia najprawdopodobniej teraz by żyli i mieli się wspaniale. Ale... bynajmniej nie musieli przechodzić tego co ja.
Partner mojej rodzicielki na moich oczach pozbywał się martwych ciał mojego rodzeństwa, nie wspomnę już jak. Wtedy jeszcze nic oczywiście nie rozumiałam, wokół wyczuwalny był jedynie niesamowity odór.
Po miesiącu moi kochani rodzice zaczęli traktować mnie jak śmiecia. Bili mnie za każde, najmniejsze nieposłuszeństwo, jedzenie musiałam nauczyć się zdobywać sama. Zmuszali mnie do kradzieży i brutalnych morderstw swoich najbliższych przyjaciół, a ja nie miałam wyjścia, bo inaczej podzieliłabym los braci. Wbijając sztylet w ciało najbliższej mi osoby łzy strumieniami opuszczały moje oczy. Nie mogłam nic zrobić, bo zaraz obok mnie stali oni i patrzeli mi na łapy.
Po roku nauczyłam się mordować. Byłam jak maszyna do zabijania, wszelkie emocje we mnie umarły i wyparowały tak, że została tylko pustka. W środku nocy opuściłam mój dotychczasowy "dom", mając dość znęcania się nade mną. Poraniona i chora uciekłam jak najdalej od tamtego miejsca.
Minął rok, nauczyłam się samodzielnego życia. W tym czasie wiele razy zostałam okropnie potraktowana przez innych. Oni nie mieli serca. Zawsze starali się uprzykrzyć mi życie, aż w końcu powiedziałam DOŚĆ.
Przestałam być cichą, spokojną suką. Stałam się zimna, wredna i agresywna, no i zaczęłam pracować jako morderca na zlecenie. Pewnego dnia trafiłam na tą oto sforę i postanowiłam zatrzymać się tutaj na jakiś czas.
Właściciel: Anonim

sobota, 3 grudnia 2016

Od Lessie cd Ashton

- I co teraz? - zapytał.
- No złaź ze mnie. - powiedziałam śmiejąc się.
Pies wybuchł śmiechem, była to poniekąd moja okazja, której nie udało mi się wykorzystać, gdyż sama zaczęłam się śmiać. Ashton ewidentnie nie zamierzał ustąpić, dlatego zrobiłam małą kulkę ze śniegu, tak aby nie widział i rzuciłam mu ją na łeb. Zdezorientowany strzepywał chłodny puch z głowy. Wtedy wyślizgnęłam się od niego, po czym rzuciłam kolejną śnieżkę. Jak na mnie całkiem celnie, trafiłam go w grzbiet. Tak rozpoczęłam wojnę na śnieżki. Mimo, że śnieg był cienki, mogliśmy lepić już małe śnieżki. Na nasze szczęście, puch zaczął lecieć z nieba. Delikatnie opadając na ziemię, pozwalał nam na dłuższą zabawę.


Ashton? Wojna? xD

Od Ashton'a C.D Lessie

Chichrając się (nie mam pojęcia jak to, się pisze XD) spadliśmy w dół obijając się o pokrytą śniegiem ziemię. Turlając się zupełnie straciłem orientację i nie miałem już pojęcia gdzie jest góra a gdzie dół. Czułem jedynie zimny śnieg pod sobą i co jakiś czas puchaty ogon Lessie na twarzy.
Gdy chwilę później bezwiednie opadliśmy u stóp wzgórza ledwo byłem w stanie podnieść się na nogi. Czułem się jak po wypiciu kilku butelek piwa. Moja towarzyszka sprawiała podobne wrażenie.
- Ehm... Lessie? Gdzie ty jesteś? -spytałem gdy na chwilę straciłem ją z oczu.
- No tutaj... A ty? -usłyszałem z niedaleka głos.
Zacząłem obracać się wokół własnej osi ale łapy splątywały się ze sobą nie pozwalając mi ustać na nogach na dłużej. Upadłem lądując na czymś miękkim. Za miękkim na śnieg.
- Ej! Zejdź ze mnie! -usłyszałem pod sobą rozbawiony głosik.
Oczy powróciły mi normalnego stanu i Ziemia przestała się kręcić. Zorientowałem się, że leżę na Lessie, która próbuje wyczołgać się z pode mnie. Wybuchnąłem śmiechem i zapałem się łapami tak by jeszcze bardziej utrudnić suczce próbę ucieczki.
- I co teraz? -spytałem rozbawiony

Lessie?

Od Ashton'a C.D Anabellle

N- Serio!? No to ekstra! -z radości aż wyskoczyłem w powietrze zmywając tym sam wrażenie, że mógłbym być szefem groźnej mafii.
Cieszyło mnie, że suczka przyjęła mnie do stada ale szczerze mówiąc nie miała wielkiego wyboru, bo i tak bym tu został. Podobało mi się też to, że wydawała się być zainteresowana tym czego dokonałem. Ale na razie nie chciałem o tym wspominać. Byłem głodny.
- Macie może jakieś niedogotowane resztki z obiadu? -spytałem choć w duchu miałem nadzieję, że będą mieli coś lepszego.
No i coś do popicia. Na przykład wódżitsu.
- A na co konkretnie miał byś ochotę? -dopytywała się z szerokim uśmiechem i lekkim podekscytowanie w oczach.
- Może zjadłbym jakiegoś członka waszego stada ale.... Aktualnie jestem na diecie bez psiej. Co mi zaproponujesz mój Amaro? -spytałem teatralnym głosem.

Anabelle?

piątek, 2 grudnia 2016

Od Lessie cd Esperento

W odpowiedzi lekko się zaśmiałam.
- Co cię tak bawi? - zapytał.
- Twoje nastawienie i to o czym mówisz. Dłuższa i boleśniejsza śmierć nie oznacza, że jest gorsza. Wręcz przeciwnie. Wiedząc, że umrzesz szybko od postrzału przestajesz walczyć. A wiedząc, że potrwa to dłużej starasz się, próbujesz ocalić życie. Nawet jeżeli podświadomość mówi... krzyczy, że to niemożliwe. Ale samym życiem i istnieniem, dokonujemy niemożliwego. Cud, że w ogóle jeszcze życie na Ziemi istnieje. - odpowiedziałam z uśmiechem na pysku.
- Nie rozumiem. - mruknął.
Westchnęłam. - To proste. Jeżeli umierasz szybko, nie walczysz. A o to w końcu chodzi w życiu. Codziennie walczysz aby żyć. Czyż nie mam racji? - przechyliłam delikatnie łeb, a uśmiech mi wciąż towarzyszył.
- Może. - odparł.
- To po co oddychasz, skoro wiesz, że i tak umrzesz? Znasz w ogóle skład powietrza? Tak na prawdę to ono nas zabija. Powoli i bezszelestnie. - ostatnie słowa wyszeptałam.
Pies patrzył na mnie z lekkim oszołomieniem. Ja, mówiąca takie rzeczy i się uśmiecham. Mówię to z radością. Opowiadam o śmierci optymistycznie, bo nie powinniśmy jej się bać. Każdego dopadnie, a wtedy Żniwiarz przyjdzie po nas, aby zabrać naszą duszę. Normalna kolej rzeczy; rodzisz się, przeżywasz życie, umierasz. Niektórzy wierzą, że odradzasz się na nowo, jako ktoś inny. Ale czy to prawda? Nie wiem. Przekonam się po śmierci...
- Jeżeli lód się załamie spadnę. Prawda? - zapytałam.
- Na to wychodzi.
- I wtedy się utopię?
- Tak. Chyba, że się uratujesz. - mruknął.
- Ciekawe. A co jeśli lód się nie złamie?
- Przeżyjesz. Ale i tak w końcu pęknie. Jest to nieuniknione. - odparł.
- No widzisz, to tak jak z naszą śmiercią. Nieunikniona. - spojrzałam na niego i powoli zmierzałam ku lądzie.
- Czyli zejdziesz?
- A kto tak powiedział? Idę po prostu bliżej brzegu. Ale czy zejść zamierzam...
Byłam jakieś pięć metrów od brzegu. Gdyby lód się zapadł z pewnością bym się utopiła. Chociaż kto wie...


Esperento??

Od Garry'ego CD Shairen

Spojrzałam na nią spod jej łapy.
-Shai?-zacząłem.
Chwila ciszy. Musiała chyba opanować nerwy.
-Shaaaai?-powtórzyłem.
Dalej cisza.
-Shaaaaireeeen!-powiedziałem stanowczo. Suka spojrzała na mnie kątem oka.-Ja chcę mieć szczeniaki.
Shairen nie mogła się opanować i parsknęła śmiechem.
-Garry, żartujesz sobie? Mówisz do mnie o tym TERAZ?-mruknęła. Usiadłem na tylnych łapach. Założyłem przednie łapę na łapę i zamknąłem oczy, przyjmując fochnięty wyraz pyska.
-Uważasz nasz związek nie za poważny, Shairen?-zapytałem. Stanęła jak wryta.
-Tego nie powiedziałam, Garry-mruknęła w odpowiedzi. Przewróciłem oczami i dalej szedłem uczepiony jej prawej łapy.
-Powinnaś o tym myśleć na poważnie!-oznajmiłem kategorycznie.-Gromadka szóstki szczeniaków, biegające po ziemi jaskini... Żyć, nie umierać!
Ale Shairen mnie ignorowała. Całą drogę więc szedłem za nią ostro fochnięty.

Shairen? XDDDD

Od Esperento CD Lessie

Zacznijmy błaho i dziwnie oraz tak jak wszystkie moje opowiadania czyli 2/10.
~*~
Szedłem sobie po ośnieżonym białym puszkiem lesie. Wszędzie było biało Hehs nie gadaj i zimno. Odciski moich łap odciskały się na ścieszce. Do płuc napływało mi zimne, orzeźwiające i zimowe powietrze. Czułem się szczęśliwy jakbym nigdy nie doświadczył tych wspomnień. Mówię wam, cudowne uczucie. Tak sobie chodzić, napotykać znajomych po drodze i kompletnie niczym się nie przejmować. Po paru minutah dotarłem nad z lekka zamarznięte jezioro. Na brzegu stała suczka i najwyraźniej chciała pojeździć na łyżwach.
- Uważaj, lód pęknie, utopisz się i tyle z tego będzie. - zawowałem wczuwając się nieporzebnie w rolę ratownika.
- O jednego psa mniej do zestrzelenia. - To co powiedziała wprawiło w zdumienie.
- Mówię Ci, wolałabyś zginąc szybko i bezbolesnie od szczału kulą niż tonąć godzinę w lodowatej wodzie w męce i wiedzy, że niedługo umrzesz. - Rzekłem. - A tak propo jestem Esperento.
- Lessie.


<Lessie?>

Od Esperento - konkurs - CZ. III (ostatnia) - "Ostateczna bitwa, głupota Esperenta i powrót"

CO SIĘ DZIAŁO PRZEDTEM: 
Niebieski dym... Wepchnął mnie do świata olbrzymów! Mam staczać walkę na śmierć i życie w celu odzyskania kamienia mocy. Krótko nie?
TERAŹNIEJSZOŚĆ:
Co to pasja?
Praktycznie rzecz biorąc to sam nie jestem pewnien. Może to takie wyrywające się uczucie, które nie pozwala nam myśleć o niczym innym niżeli o temacie jej pasji? A może jednak to takie cichutkie stwierdzenie wewnątrz naszego umysłu, które tylko w wybranych przed nas sytuacjach uwalnia się i daje znać o swojej obecności? Tyle pytań a na żadne nie ma jakiejkolwiek odpowiedzi...
Ja nie mam pasji. Żadnej. Dlaczego? Nie miałam sposobności jej w sobie odkryć. A może pora to zmienić...?
~*~
Pustka...
To jedno słówko, które jest poznawane w pierwszej klasie szkoły podstawowej, określało wszystko to co znajdowało się w moim umyśle tamtej chwili. Pustka. Nie mogłem pojąć dlaczego Skaperen wybrał akurat mnie do tej roli jaką jest pokonania kogoś tam i odzyskanie jakiegoś tam Kamienia Mocy. Mógłby przeciesz wybrać kogoś innego, bardziej doświadczonego w walkach a nie mnie, tego kto w ogóle nie ma pojęcia jak posługiwać się mieczem. Mógłby, nie?
~*~
Stałem tam na granicy owego Królestwa Cieni w pełnym uzbrojeniu otoczony przez zewsząd napływający szary piach. Wpatrywałem się w odległy zamek zbudowany z szarej kostki brukowej i myślałem. Myślałem, a bardziej obawiałem się przegranej. Tego, że już nigdy nie będę w stanie powrócić do tego świata, który znałem dotąd. Moje obawy przytłaczały mnie do tego stopnia, że nie mogłem ruszyć sta żadną kością, nerwem czy nawet mięśniem. Stałem tak pogrążony w myślach i pewnie bym tam stał jeszcze dłużej gdyby nie przerażająco głośny huk dobiegający ze starego zamczyska. I oto z kopuły z czerwonej cegły rozległ się wybuch tak duży, że nawet ja poczułem powiew powietrza. Z dziury sporej wielkości wydobyło się oślizgłe coś. Podobne do węża morskiego, jednak bardziej zielone i o większej liczbie głów. Jako uszy miał czerwonokrwisty "wachlarz" i ostre zębiska wystające z paszczy. Jednak w tej straszliwości naturalnej można było dojrzeć strach i chęć ucieczki.
Nie tracąc czasu na błahe zgadywanki postawiłem wszystkie czrery łapy na szarym piasku i gorliwie nimi przebierałem by jak najszybciej dojść do zamczyska.
~Piętnaście minut potem, gdy już dotarłem do zamku~
Szarobury budynek okazał się większy niż przypuszczałem. Mierzył jakieś trzydzieści metrów wysokości i był o wiele większy i okazalszy od tamtego. Obeszłem go kilka razu dookoła. Kształtem przypominał krakowski Barbakan. W końcu pchnąłem wielkie drewniane drzwi i rozległ się głośny dźwięk przypominający skrzyp. Szybko wskoczyłem do środka i równie szybko zamknąłem drzwiska. Wypuściłem z siebie cichy świst, gdy zobaczyłem długi, nie oświetlony korytarz z wielkim atłasowym czerwono-złotym dywanem. Na marmurowych ścianach wisiały obrazy obleśnie brzydkich stworów. Jednak jeden obraz był inny. Widniał na nim napis wygramerowany (Tak to się pisze?) złotymi literami na krystalicznie białym marmurze:
"Leave me out with the waste
 This is not what I do
 It's the wrong kind of place
 To be thinking of you
 It's the wrong time
 For somebody new
 It's a small crime
 And I've got no excuse."
Długo wodziłem łapą po złotych literach. Jednak zamysł przerwał mi hałas dobiegający zza drzwi na końcy korytarza. Był to dźwięk niszczonego szkła a także krzyki istot żywych. Natychmiast przetwałem zadumę i pobiegłem w stronę owych drzwi grzechocząc zbroją. Jednak gdy wyciągałem łapę by otworzyć drzwi ktoś zrobił to za mnie. Był to wystraszony minotaur uciekający w popłochu.
- Nie radzę tam wchodzić! - krzyknął i pobiegł dalej. Jednak ja wzruszyłem ramionami i wszedłem do sali. Okazała się być ona zrobiona z lodu lub szkła. Pośrodku stał odwrócony do mnie tyłem tron na nim siedział ktoś ludząco podobny do Skaperena.
- Przyszedłeś po Kamień Mocy?- zahuczał powoli wstając. - Jeżeli tak to go sobie weź.- krzyknął i w mgnieniu oka odwrócił się i rzucił we mnie mieczem. Jednak szybko uchiliłem się od ostrza śmierci. - Widzę, że masz zbroję. Powiem szczerze, że widziałem o niebo lepsze, lecz tym razem mój brat się postarał. - powiedział Reaxtroix przejeżdżając paluchem po moim grzbiecie. - Już jutro zniszczę cały świat i nie będzie już żadnego Skaperena czy robionych przez niego zbroi! Będę tylko ja i moi podwładni!- wykrzyczał i zaśmiał się psychopatycznie z taką mocą, że aż kryształowy lśniący żyrandol zakołysał się niebezpiecznie.
- Napotkasz wiele trudności! Trudności zawsze będą, więc staraj się je pokonywać unysłowo nie je niszczyć sposobami cielesnymi! Żyj dzisiaj a nie jutro, bo jutra może już nie być! - rzekłem praktycznie brew sobie i to była moja własna głupota. Reaxtroix wściekły ryknął i zaczął postwał we mnie ogniste strzały. Za każdym razem albo chybiał albo ja sprytnie uciekałem. Po okoły piętnatu minutach tej zabawy w kotka i myszkę rozległ się huk i nagle wielki kryształowy żyrandol spadł prosto na olbrzyma razem z kawałkami cegieł. W dziurze w suficie robaczyłem jedną z wielu głów owego węża morskiego. Uśmiechnąłem się i podbiegłem do Reaxtroixa. Wyrwałem mu z ręki berło. Gdy chwiciłem jego wielką laskę poczułem przyjemnie mrowienie w łapach. Natychmiast wszystko zajaśniało i to oślepiające światło świeciło kilkanaście sekund. Po czym wszystko się zmieniło. Olbrzym zniknął a ja sam znalazłem się w zamku Skaperena z berłem w ręku. Ten przywitał mnie z entuzjazmem.
- Masz berło! O jak dobrze! Jeżeli chcesz to możesz się przeteleportować do wybranego miejsca.- rzekł z wrodzoną wdzięcznością. Pokiwałem głową wręczając mu jamień.
- Chcę znaleźć się w Sforze Psich Snów!- krzyknąłem a wokół mnie roztoczył się złoty płomień i znów poczułem ostry ból i paraliż mięśni podczas kiedy przenosiłem się do innego świata. Znowu widziałem dymny wir w kolorze turkusowym. Znowu wylądowałem i przez kilka sekund leżałem bez ruchu. Obudziłem się koło portalu. Popatrzyłem na jego wnętrze myśląc, że to był tylko sen. Tylko chora fantastyczna przygoda ze snów.
Jednak nie. Obudziłem się w mojej zbroi ze złotym napisem z moim imieniem.


THE END

Od Esperento CD Anabelle

Panowała niezręczna cisza, której nie mogłem, albo nie umiałem, przerwać, zapanować nad nią, powstrzymać by więcej nie trwała. Za każdym razem gdy chciałem coś powiedzieć zasychało mi gardło i czułem wielką kulę w gardle.
- Esperento? Wybacz, ale muszę iść. No wiesz... stanowisko Alfy wymaga poświęceń. - powiedziała nagle Anabelle leciutko się uśmiechając. Pokiwałem głową i poczekałem aż zniknie za krzakami. Potem jeszcze chwilę stałem w bezruchu jakby czekając, że ktoś nagle się pojawi.
- Leave me out with the waste. This is not what I do. It's the wrong kind of place. To be thinking of you. It's the wrong time. For somebody new. It's a small crime
And I've got no excuse

<Anabelle?>

czwartek, 1 grudnia 2016

Od Lessie cd Ashton

- Lessie. - uśmiechnęłam się, również sypiąc śnieg na psa. - I wcale nie przypominasz jak to powiedziałeś " zeschłego konara". - zaśmiałam się.
- To dlaczego myślałaś, że w drzewo uderzyłaś?
- Po zwykle tak jest. - odparłam. Zamyśliłam się na chwile... - Ganiasz! - rzuciłam i zaczęłam uciekać.
Pies natychmiastowo ruszył za mną. Śnieg wcale nie poprawiał szybkości, ale było śmieszniej kiedy któreś z nas się wywalało. Dobiegliśmy do obrzeży lasu, zatrzymałam się na klifie i spojrzałam w dół. Gdzie rozchodziła się piękna biała dolina. Po chwili dotarł do mnie Ashton i oddał mi berka. Zaczęliśmy się śmiać. Aż ziemia nie osunęła się nam spod łap i nie zlecieliśmy w dół. Nie popsuło nam to humorów, tylko bardziej rozśmieszyło.


Ashton?

Od Pioruna cd Ari

Irytowała mnie, ale nie ukrywałem zdziwienia na słowa suki.
- Wiesz. - mruknąłem prawie niesłyszalnie gdzieś w przestrzeń. - Nikt nigdy niczego mi tego typu nie zaproponował. - mówiłem półgłosem. - W sumie, nie spodziewałbym się tego po kimkolwiek. - ciągnąłem. - A tu takie zaskoczenie...
- Na prawdę? - zapytała przyglądając mi się uważnie. - Dlaczego?
Spuściłem łeb w dół i spojrzałem na swoje łapy. Momentalnie dostałem retrospekcji, jak na tych łapach widnieje szkarłatna maź. - Mh. Widzisz, nie jestem zbyt lubiany. Gdziekolwiek bym nie był. Kogokolwiek bym nie spotkał. Nikt nie potrafi ze mną przeżyć. Lepiej trzymać się ode mnie z daleka. Zawsze tak było. - mówiłem, a suka zrobiła kilka kroków w moją stronę. - Uwierz mi na słowo, że lepiej mnie unikać, niż się zaprzyjaźniać. Abym nie musiał ci tego demonstrować. - spojrzałem jej w oczy. W moich zagościły płomienie złości.
Byłem gotowy nawet ją teraz zaatakować. Ta dziwna energia powodująca agresję uaktywniła się. Zacisnąłem zęby i zamknąłem oczy.
- P-piorun.. - znów się zbliżyła.
- Nie! - warknąłem. - Zostaw mnie w spokoju! - uciekłem.
Nie pobiegłem do jaskini, uciekłem gdzieś dalej. Aby tam się wyładować. Pobiegłem do najgłębszej części najmroczniejszego lasu. Tam nikt nie przychodzi.Stanąłem w dziwnym kręgu stworzonym przez drzewa. Zacząłem się rzucać, warczeć i rozdrapywałem kory drzew. Po dłuższym czasie uspokoiłem się. Chęć zabicia wszystkich minęła. Energia moja zniknęła. W oddali zobaczyłem dziwnie znajomą posturę psa. Suki. - Ari? Co ona tu robi? Ile widziała? - zamazał mi się obraz. Straciłem przytomność.


Ari? A tak dla urozmaicenia akcji xd jest psycholem z napadami agresji i autodestrukcji XD

Od Pioruna cd Anabelle

Westchnąłem. - Dziecinada. - mruknąłem do siebie.
- Coś mówiłeś? - zapytała podirytowana.
- Pomóc ci?
- Dam sobie radę. - powiedziała kolejny raz próbując.
- Jak uważasz. - odparłem obojętnie.
W końcu doczołgała się do mnie, nachyliłem się nad nią, która kolejny raz upadła.
- Na pewno? - uśmiechnąłem się niebezpiecznie.


Anabelle? Wybacz, nw też zbytnio co dalej xD

Od Sekhmet'a - C.D Anabelle.

Stałem tuż za nią, i czekałem aż się odwróci, jednak bezskutecznie, bo suczka zignorowała to że ją zawołałem, i odeszła bez słowa. Teraz chyba nadszedł czas na krótkie przemyślenia, co do naszej rozmowy. Zawiesiłem łeb i ruszyłem w stronę swojej jaskini. Całą drogę rozmyślałem nad odpowiedzią Anabelle, której za nic nie umiałem zrozumieć. Wypowiedziała jakieś zdanie, może coś w tym ukryła? Nie wiem, nie mam zamiaru dochodzić o co jej właściwie chodziło, ale jedno, zrozumiałem na pewno - Ann mnie nie lubi, więc tym bardziej nie mam na co liczyć...Dotarłem do swojego domu, wpełzłem do środka, i runąłem bokiem o zimną podłogę. Westchnąłem głęboko. Leżałem plecami do wyjścia. Raczej nie spodziewam się gości. Jeszcze chwilę popatrzyłem się na ścianę, ale już za moment dałem się ponieść objęciom morfeusza....



Anabelle ?

Od Anabelle CD Sekhmet'a

- Nico. - odpowiedziałam w duszy, ale, on należał do przeszłości, prawda? Ale w takim razie, kto należy do teraźniejszości? Kogo powinnam kochać?
- Jedno mówię, drugie myślę, trzecie czuję, czwarte robię. - odparłam cicho. Wiedziałam, że Sekhmet nie będzie zadowolony z tej odpowiedzi, ale taka prawda. Jedno mówię, czyli, że nie kocham nikogo. Drugie myślę, myślę, że nadal kocham Nico. Trzecie czuję, czyli, czuję coś do nich obojga. A czwarte robię, czyli... Powiedziałam kilka słów, zgodnych z prawdą, po czym wyszłam, zostawiając Sekhmet'a samego w jaskini.
- Anabelle. - powiedział cicho, gdy wychodziłam. Nie zareagowałam na te słowa, znaczy, słowo, i poszłam dalej. Zamknęłam się w mojej jaskini, i usiłowałam zasnąć, jednak nie dało się, bowiem był środek dnia, a ja miałam głowę pełną myśli. To co tam powiedziałam, pod wpływem impulsu, dało mi do przemyślenia. Prawda czy nie? Cofnąć te słowa, czy uczynić je prawdą?
Sekhmet? XD

Od Anabelle CD Ashton'a

- Uuuu, fajnie! - ucieszyłam się, mając nadzieje, że ten pies dołączy do naszej sfory. Jako że jesteśmy sforą szaleńców, nawet porządnych zasad nie mamy, to ktoś taki mógły się przydać. - Co takiego zrobiłeś? - zapytałam ciekawsko, patrząc na Ashtona w podobny sposób. Co prawda słyszałam o nim co nieco, ale nigdy nie dowiedziałam się, cóż takiego robił.
- No, wiele rzeczy. To co, pozwolicie mi dołączyć do tej sfory? - uśmiechnął się krzywo pies.
- Ano jasne, czemu by nie. - odwzajemniłam uśmiech, wiedząc, że to może się źle skończyć, psychopata, broń i wogóle, ale czemu by nie, raz się żyje, poza tym mógł się okazać niezły.
Ashton? XD

Od Anabelle CD Esperento

- Anabelle. - zaczął Esperento, ciekawskim głosem. - Ile członków liczy sobie sfora? - spytał, wlepiając we mnie wzrok.
- Oprócz mnie i ciebie, 16. - uśmiechnęłam się, nawet na niego nie patrząc.
- Aha. - mruknął.
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy, jedynie ja się odzywałam, by wyjaśnić Esperento gdzie jesteśmy. Ta cisza była z resztą trochę nienaturalna, ale żadne z nas jej nie przerwało.
~~~
I tak jakoś wyszło, że do końca wczorajszego dnia nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Miałam przez to małe wyrzuty sumienia, ale nic z tym nie zrobię. Taki los, takie życie.
Esperento?

Od Lessie cd Nicolay

- Yato. Jak możesz nie pamiętać mnie? Tego cholernego typa. W końcu to on nas skłócił. Przez niego oddaliliśmy się. Przez niego moje życie straciło wtedy sens. - mruknęłam cicho.
Na samą myśl o nim zbierało mi się na wymioty. Nienawidziłam go, tak samo jak on, a teraz wywala mi z tekstem, że to mój chłopak?!
- Tylko zgaduję. - odparł zmieszany.
- Nic nie pamiętasz? Żadnych zdarzeń, osób, ludzi... - spojrzałam pytająco.
- Nic. Pokazują mi się czasami urywki, ale nic z nich nie rozumiem. - posmutniał.
- Nie pamiętasz swoich rodziców? Mnie? Naszego stróża? - zapytałam.
Pokiwał przecząco głową. - Jestem pewny, a raczej byłem do teraz, że mnie porzucili... - powiedział to, jakby się tego wstydził.
- Nigdy by cię nie porzucili. Kochali cię. Dlatego trafiłeś do policji, bo oni też tam byli. A kiedy um... ekh... zaginąłeś, załamali się podobnie jak ja... - mówiłam cicho, jakby bojąc się, że ktoś nieupoważniony usłyszy.
- Powiesz mi z tego wszystkiego coś więcej?
- Jeżeli chcesz, mogę ci trochę poopowiadać. - uśmiechnęłam się.



Nicolay?? Wymyślisz coś xD

Od Anabelle CD Pioruna

- Coś ty w takim złym humorze, co? - mruknęłam pod nosem, po czym ponownie spróbowałam wstać. Upadłam, ale nie poddawałam się. Z czasem, ale z pewnością, przesunęłam się o... Kilka metrów. Piorun jedynie siedział z boku i przyglądał się moim staraniom, ale, mnie nie interesowała publiczność. Nadal było mi bardzo zimno, kończyn prawie nie czułam, ale nie jest to jakieś ważne, ważne, że mogę się poruszać. Znaczy, trochę poruszać. No, wiadomo o co chodzi.
- Mówiłem, żebyś poczekała, aż przejdzie odmarznięcie. - powiedział spokojnie Piorun, kiedy upadłam któryś raz z rzędu.
- Nie, dziękuje. - mruknęłam, a ten tylko prychnął, zirytowany moją głupotą.
Piorun? Brak weny XD

Od Nicolay'a CD Lessie

- Ale co? - jęknąłem, całkowicie zdezorientowany. Nie miałem bladego pojęcia, o co chodzi tej suczce, chociaż czułem, że powinienem ją znać, i w pewnym sensie czułem wstyd, że o niej zapomniałem. Tylko, kim ona była? Najlepszą przyjaciółką, kimś więcej, a może arcywrogiem? Nie, czekaj, gdybyśmy byli wrogami, suczka nie byłaby taka poruszona.
- Mówili mi że nie żyjesz! - krzyknęła, patrząc na mnie ze łzami w oczach. Ej, ej, co tu się wyprawia? Kto, co, jak, kiedy? I czemu ona płacze?
- Kto? - jęknąłem, a w mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań. Na moje szczęście suczka się wzięła w garść, i postanowiła utrzymać emocje na wodzy. Całe szczęście.
- Yato i reszta. - mruknęła suczka pod nosem. Teraz to ona wyglądała na zdezorientowaną, ale przecież mówiłem, że pamięć straciłem, nie? Na imię Yato, zachwiałem się lekko. Przed moimi oczami pojawił się owczarek niemiecki, wysoki, wysportowany, wyglądający na przyjaznego.
- Yato to twój chłopak? - uśmiechnąłem się przebiegle, uznając, że odkryłem jej tajemnicę.
- Co!? - wrzasnęła samica, i zarumieniła się lekko. - Nie! - krzyknęła po raz kolejny, patrząc na mnie z wyrzutami. Ej, ej, za co? Ja tylko zgaduje...
Lessie? XD

Strażnik Dzienny - Nate!


Autor :Pastor Blanco Suizo
Imię: Nate
Płeć: Pies
Głos: Tyler Joseph 
 Wiek: 5 lat
Stanowisko: Strażnik dzienny
Charakter: Nate jest pokręcony i nikt nie może go rozgryźć. Czasem jest spokojny i opanowany, w obliczu zagrożenia myśli racjonalnie, jednak często jest ożywiony, szalony i niestety odejmuje mu rozum. Często zdarza się, że musi pobyć sam, wtedy lepiej nie podchodzić bez powodów.
Rasa: Owczarek szwajcarski
Kontakty :
Rodzina : Nikogo nie pamięta, jako mały szczeniak zgubił się w lesie.
Potomstwo : Nie posiada, nie przepada za szczeniakami.
Partner/ka : Jest typem samotnika, nie zna uczuć, a nawet ich nie posiada, ale wszystko może się zdarzyć.
Zauroczenie : Nikogo jeszcze nie zna.
Historia: Nate miał wspaniałą rodzinę. Jego ojciec był psem myśliwskim. Często chodził z nim i ich panem na polowania. Kiedyś chciał pójść w ślady ojca, jednak nie wszystko się w życiu pięknie układa. Jako mały szczeniak bawił się na podwórku, kiedy zobaczył jakieś zwierzę w oddali za którym pobiegł. Zgubił się w lesie. Nie miał nikogo, na kogo mógł liczyć. Przez ten czas nauczył się samodzielności. Czas mijał, Nate polował na zwierzynę leśną, co niezbyt mu się podobało, był i jest brutalny ale nie lubi zabijać. Nie miał stałego domu, cały czas szedł przed siebie żyjąc w nadziei, że najdzie dom.

Właściciel : horseclub - howrse.pl

Od Sekhmet'a - C.D Anabelle

Owszem? Miało to znaczyć, że kogoś kocha? Hmm, muszę ją zmusić jakoś do wyjawienia mi swojej tajemnicy. Niech mi powie wprost, nie lubię, gdy ktoś z tym zwleka. Chociaż, może nie powinienem? Znamy się zaledwie 2 dni, przy czym w cale prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Położyłem uszy po sobie po czym ruszyłem za suczką, która prawdopodobnie nie była nawet tego świadoma. Dreptałem cichutko tuż za Anabelle. Z mojego pyszczka nie schodził uśmiech. W końcu, suczka się zatrzymała.
- Przestań za mną iść. - Rzuciła oschle.
Przekrzywiłem łeb.
- Skąd wiesz, że za tobą idę? - Zapytałem, bo nie miałem pojęcia jak jej odpowiedzieć.
- Słyszałam cię, wyczuwałam twój zapach. - Mruknęła odwracając się. Nie miałem pomysłu na nic, co możemy robić. Postanowiłem, że zabiorę ją do miejsca, które kiedyś sam znalazłem, ale nie mogłem tam zostać. Przewróciłem oczami i chwyciłem za jej łapę. Pociągnąłem ją za sobą, a ona nie wyrywała się, nawet nie próbowała.
- Gdzie mnie znów ciągniesz? - Położyła uszy po sobie wreszcie uwalniając się z mojego uchwytu.
- Proszę, zaufaj mi. Pokażę ci piękne miejsce. - Powiedziałem, i znów chwyciłem suczkę. Tym razem nie odezwała się słowem, nic nie mówiła tylko podążyła za mną. Dotarliśmy na miejsce. Stanęliśmy przed jakąś szczeliną w skale.
- Panie przodem. - Uśmiechnąłem się krzywo, po czym wskazałem łapą na szczelinę. Suczka machnęła ramionami, i zgrabnie przecisnęła się przez szczelinę. Dołączyłem do niej. Spadliśmy w dół, i wlecieliśmy do wody. Zorientowałem się gdzie Ann, i wyciągnąłem ją na brzeg. Była to duża, pojemna jaskinia, której ściany były niebieskie. Poszliśmy wgłąb jaskini. Chciałem jej pokazać...Motylarnię. Tak, nie spodziewaliście się co? No cóż...Weszliśmy do małego pomieszczenia. Było tam ciemno, ale wystarczy że mocno tupnąłem nogą, a wielkie motyle zeskoczyły ze ścianek i zaczęły wylatywać w górę.
- To pytanie będzie chyba nie na miejscu, ale zżera mnie ciekawość. Ann, ktoś ci się podoba? Em..No wiesz...nie żeby coś ale...Jeśli tak, to kto? - Spojrzałem na nią.


Anabelle?


Od Ari do Pioruna

Szłam samotna, zupełnie samotna ścieżką. Brakowało mi towarzystwa. Jak Dash mógł mnie zostawić! Zdradził mnie!
Zauważyłam huskiego leżącego na plaży. Podbiegłam do niego, piach rozleciał się w powietrzu.
- Witaj - przywitałam się bez uśmiechu.
- Witaj - burknął i spojrzał mi w oczy. - Chcesz mnie zapraszać do sfory?!
- Nie, a wogóle, jakiej sfory? - zdziwiłam się.
- Jesteś na terenie sfory Psich Snów... Często psy ze sfory spotykają mnie i zapraszają... Mam tego dosyć!! - zawarczał i odwrócił się do mnie tyłem.
- Wiesz... Ja nie jestem ze sfory więc nie musisz mi tu strzelać focha! - zaśmiałam się a on odwrócił się do mnie z powątpieniem.
- Ja nie strzelam focha, dziwna nieznajomo! - oznajmił i popatrzył na mnie. Jego wzrok wręcz mnie obrażał.
- To czemu taka smutna minka? - zaśmiałam się.
- Widzę, że znalazłaś psa do nabijania się z niego! - warknął. - I nie traktuj mnie jaj szczeniaka!
- Dobrze mój ty puci-puci! - zaśmiałam się a on wstał i odszedł. - Gdzie się wybierasz?
- Tam, gdzie nie ma ciebie! - prychną. Ja się nie poddalam. Podbiegłam za nim. Postanowiłam zmienić zachowanie.
- Dzień jest taki brzydki! - mruknęłam i spojrzałam w niebo.
- Nie przeciwnie, jest piękny... Niebo jest błękitne a słonce świeci... A gdy uważasz, że jest brzydkie, to pójdź sobie do innego psa, by obrażać pogodę - przyspieszył. - Musisz za mną łazić?!
- Nie, nie muszę, ale chcę - odburknęłam. Widać, że husky najwyraźniej robił mi na złość. Nie dam się traktować tak, jak traktował mnie Dash, postanowiłam.
- A ja nie chce! - wskoczył do jaskini w skale.
- O, znalazłeś swoją norkę - mruknęłam. - Jak się nazywasz?
- Piorun... A ty? Nadzwyczajnie... Nie poddająca się suczko? Dzielny owczarku niemiecki? - zapytał. Zauważyłam, że jego głos się zmienił.
- Ari... - powiedziałam i uśmiechnęłam się. - Piorunie, czemu nie chcesz dołączyć do sfory?
- Bo nie chce, by psy kręciły się dookoła mnie, nadgorliwe psy... - mruknął i poszedł w głąb jaskini. Poszłam za nim. Widać było, że zna tą jaskinie naprawdę dobrze. Uśmiechnęłam się, ale Piorun nie mógł tego zauważyć, ponieważ było za ciemno.
- Piorun, znasz tą jaskinie? - spytałam i zaczęłam się rozglądać. Cisza. Nikt mi nie odpowiedział. - Piorun?! - krzyknęłam. Nagle coś mnie złapało i porwało. Biegli w stronę wyjścia.
- Kim... KIM JESTEŚ?! - Krzyknęłam przestraszona. Widać było już wyjście. Stworzenie rzuciło mną. Wylądowałam na piachu,ktory wpadł mi do oczu. Przetarłam je. Po chwili zauwazylam pysk Pioruna przedemną.
- T-ty mnie porwałeś? - wykąkałam.
- Nie, to jednorożec z krainy Tęczy! - powiedział sarkastycznie.
- No ale czemu mnie porwałeś?! - warknęłam.
- Musiałem się odegrać za to, że ciągle za mną chodziłaś, Ari - zaśmiał się.
- Ty się umiesz śmiać? - pierwszy raz widziałam smiejącego się Pioruna. Ba, przecież dziś go poznałam.
- Umiem, ale z czegoś naprawdę śmiesznego! - opanowal się.
- A moje żarty nie są śmieszne? - popatrzyłam na niego z wyrzutem.
- To ty żartowałaś?- spytał Piorun.
- Nie wiem, czy żartowałam...- mruknęłam. - A wogóle... Gdzie kiedyś mieszkałeś?
- Nie twoja sprawa! - warknął ze złością.
- Jak nie chcesz, to nie mów! - uśmiechnęłam się słabo.
- Nie chcę - oznajmił z powagą. Przykro mi było z tego powodu, że w tej chwili Pio skojarzył mi się z Dash'em. Piorun nie miał z tym nic wspólnego.
- Wiesz... Moja historia była okrutna... Mój przyjaciel... Mieszkaliśmy w lesie i... Ludzie zabili moją siostrę... On chciał uciec... Ja chcialam z nim... Ale on stworzył własną grupę i powiedział 'Przykro mi, muszę bronić swoich'... Wtedy straciłam najleprzego kumpla... - wyznałam.
- Troche zagmatwane... - Bąknął. - Ale ten niby ' przyjaciel' był okrutny... Już ja jestem milszy ... - popatrzyłam na niego i po chwili zapanował nademną gniew. Jak Mogl mówić, że jest leprze od Dasha?! Nawet go nie znał a już uważa go za mniej... Mniej jakiegoś tam! Chociaz czy on zostawił by mnie samą... Czy Piorun zostawił by mnie gdy byśmy sie zaprzyjaźnili? Czy Piorun chciałby się ze mną kumplować? Nie, ja nie mam u niego szans... On napewno nie będzie chciał nawet być moim znajomym. Kusiło mnie, by zapytać się go. Nic nie powiedziałam.
- Piorun... Czy moglibyśmy zostać znajomymi? - powiedziałam a potem otrząsnęłam się. Czy ja się go zapytałam?! Niech nie usłyszy! Niestety usłyszał i spojrzał na mnie.

Piorun? PIORUN SIE WYLUZOWAŁ?

Od Ashton'a C.D Lessie

Najzwyczajniej w świecie sobie szedłem. Naprawdę. Nic nikomu nie zrobiłem, nie odezwałam się ani słowem. Stawiałem po prostu łapę za łapą po twardej, zbitej ziemi a mimo, to i tak ktoś postanowił wymierzyć mi za to karę. Nim w ogóle zarejestrowałem jakiś ruch albo odgłos już leżałem plackiem na ziemii. Wstałem migiem by zobaczyć kto jest sprawcą tego zdarzenia. Ujrzałem rozciągniętą na śniegu suczkę. Do jej długiego, jasnego futra poprzyczepiały się pojedyncze płatki śniegu, sprawiając, że w słońcu błyszczało one jakby posypane brokatem.
- Wybacz -jęknęła stając na nogi.
Szybkim ruchem potrząsnęła grzbietem by pozbyć się z sierści zanieczyszczeń.
- Wybaczam. Już myślałem, że ktoś się na mnie celowo rzucił -przyznałem grzebiąc łapą w kupce śniegu.
- A ja myślałam, że walnęłam o drzewo -mruknęła bacznie mi się przyglądając.
- Oh. Czyli jestem podobny do zeschłego konara? -zaśmiałem się dalej grzebiąc w śniegu.
- Ej! -skuczka odskoczyła krok do tyłu gdy przypadkiem uderzyłem w stertę z taką siłą, że grudki białej, zimnej masy wyskoczyły w powietrze.
- Daj spokój to tylko śnieg. -mówiąc to sypnąłem w jej stronę śniegiem.
Tym razem specjalnie.
- Jestem Ash a ty?

Lessie?

Od Anabelle CD Sekhmet

- Miłość, co? - mruknęłam cicho. Pomyślałam o Nicolay'u, ale szybko odpędziłam te myśli. Nico należy do przeszłości.
- Kochałaś kogoś kiedyś? - spytał cicho Sekhmet.
- Tak. Ale było to uczucie nieodwzajemnione. - odpowiedziałam jeszcze ciszej. W tej chwili cieszyłam się, że Sekhmet mnie nie widzi.
- A teraz? - pyta. Nie odpowiadam, a pytanie pozostaje w powietrzu między nami.
- Owszem. - rzucam, wstaję i odchodzę.
Sekhmet? :3

Malarz - Ari !

 
                                                                     Autor : Nieznany 

Imię: Ari
Płeć: suczka
Głos: Katy Perry - Roar
Wiek: 2 - 3 lata
Stanowisko: malarz
Charakter: Kreatywna, odpowiedzialna suczka. Wierzy w miłość. Lubi romantyczne seriale/filmy. Czasami jest wredna, walczy o przyjaźń, miłość Zawsze marzyła, by mieć za partnera kreatywnego i godnego zaufania psa. Nigdy nie zdradza powierzonych jej sekretów. Dla niej najważniejsze jest bezpieczeństwo przyjaciół i wszystkich, których kocha, lubi. Nie jest natrętna i umie ukrywać swoje uczucia. Jest śmiała i odważna. Dba o każdego, nawet o kogoś, kogo nienawidzi. Suczka wprost idealna dla kreatywnych psów. Rysowanie wychodzi jej idealnie. Jest cierpliwa. Szybkością wręcz... Chwali. Jest strasznie, strasznie, strasznie szybka! Uważa, że miłość trzeba pielęgnować jak rośliny. Walka wychodzi jej idealnie. To jej druga pasja.
Rasa: owczarek niemiecki
Kontakty:

  • Rodzina : Ojciec - Dorro. Matka - Czika. Pradziad - Ost . Prababcia - Praga
  • Potomstwo : brak... Niestety. 
  • Partner/ka : Niestety narazie nikt za nią nie szaleje... 
  • Zauroczenie : Jest zauroczona w trzech psach, ale do jednego bije wielkim uczuciem... 
Historia:
- Żyła?! - nie rozumiałam.- Jak żyła? Ski żyje, moja siostra żyje!
- Niestety nie... Ski... Oni ją zabili... Ludzie... - mruknął mój przyjaciel, Dash.
- Dash, tu żartujesz, to jeden z twoich bezsensownych żartów, błagam, niech to będzie żart! - wrzasnęłam zdezorientowana.
- Widzialem jak umiera... - usiadł ukazując swoją bezsilność. Moja siostra nie żyła... Umarła, nigdy więcej nie zabójcze Ski...
- Nie możliwe... - jęknęłam załamana i usiadłam obok Dasha.
- Niestety... Musimy uciekać... Ludzie są na tym terenie... Złapią nas... - szepnął przerażony Dash.
- Ja... Uciekam z tobą! - oznajmiłam a na pysku psa pojawiło się zmieszanie.
- TYLKO... Ja uciekam razem z moją suczką, Kili... - unikał mojego wzroku.
- A więc zostawiasz mnie...? - wyjąkałam a on ze skruchą pokiwał głową.
- Ja... Ja... Ja mam własną grupę... - zaczął grzebać łapą w ziemi. - Nazywa się 'King Dogs'...
- Opiekuj się swoją paczką o mnie zapomnij, taka jest twoja zasada?!- warknęłam.
- Jestem ich szefem... Muszę bronić swoich, zrozum to, Akri...
- Byłeś moim najleprzym przyjacielem!!! - warknęłam. Myliłam się co do niego.
- Wiem ale... Muszę bronić swoich! - oznajmił poważnie.
- Udajesz kogoś, kim nie jesteś i nigdy nie będziesz! - krzyknęłam i dobiegłam. W moich oczach była złość. Pierwszy raz ktoś tak mi złamał serce! Tak mocno! Zrobił to, nawet się tym nie przejmując!
- Ciekawe jak sobie poradzisz sam z tą grupą! - wycedziłam przez zacisnięte kły. Kiedyś, gdy zaatakowały go dwie wiewiorki to ja go uratowałam a on ukrył się za drzewem. To był zwykły tchórz, wiedziałam o tym, Ari, pomyślałam. Ignorowałaś to, wściekłam się dodatkowo.
Właściciel : Wolfix/howrse, rvun8/doggy game

Od Alfy do Reatroix

Wyszedłem ze swojego domu i zastawiłem drzwi korą. Szedłem ostrożnie po śniegu. Ostatnio napadało go strasznie dużo i miałem go po kostki co jest nie lada wyczynem bo należę do tych ras większych psów. Przeszedłem tak kilka metrów oddalając się od domu. Cóż chciałem się wybrać na spacer. Jak wiadomo uwielbiam podróże i spacery. Ogólnie ruch. Na początku trudno mi było się przyzwyczaić do śniegu jak napadał ale teraz chętnie wychodzę na przechadzki. Nagle wpadła na mnie jakaś suczka. Wstałem otrzepując się. Musiała się poślizgnąć na lodzie więc nie będę robił wyrzutów czemu na mnie wpadła.
- Nic ci nie jest? Nie skręciłaś sobie łapy czy czegoś innego? Jest ślisko?

Reatroix?

środa, 30 listopada 2016

Od Lessie cd Karai

- Z tego co wiem to tak. - powiedziałam.
- Z tego co wiesz? - zapytała dość zdziwiona.
- No tak. - odparłam. - Lubisz zimę? - zapytałam z nutką nadziei.
- Ta.. - mruknęła.
- To mam pomysł. Idziesz? - zapytała zmierzając w jakimś kierunku.
Westchnęła - A co mi tam. - po czym ruszyła powoli za mną.
W końcu ktoś kto lubi zimę. - pomyślałam.
- A gdzie idziemy? - zapytała przerywając ciszę.
- Nad jezioro. - odparłam zdecydowana.
- Ale zdajesz sobie sprawę, że raczej będzie zamarznięte?
- Nie rób ze mnie idioty. Dlatego tam idziemy. - uśmiechnęłam się.
Suka przewróciła oczyma, po krótkim spacerku dotarłyśmy do jeziora. Lód wydawał być się dość gruby, jednak nie interesowało mnie to zbytnio. Bez namysłu powoli wlazłam na lodową sieć.
- Wlecisz do wody. - powiedziała obojętnie.
- Lód wytrzyma.. Chodź. - uśmiechnęłam się do niej, co jak na mnie nie było normalne.



Karai?

Łowca - Reatroix!

                                                         
                                                      Autor : http://museik.deviantart.com/

Imię: A po co ono jest Ci do szczęścia potrzebne obywatelu? Czy sprawi, że Twoja dusza zacznie tańczyć kongę, a Twe życie rozkwitnie na nowo? Nie, widzisz? Jednak z dobrego serca powiem Ci jak ta istota się zwie. Reatroix.
Płeć: Jest to suczeł ;D
Głos: Nightcore - Glad You Came
Wiek: Równe dwa lata.
Stanowisko: Łowca.
Charakter: Miła suczka, która każdemu wybaczy tysiąc razy? Trafiłeś pod zły adres. Jennefer jest... specyficznie nastawiona do nowo poznanych. Trzeba sobie napracować na jej zaufanie. Ale gdy to już komuś się uda, to będzie wierna do końca życia. Jest władcza, inteligentna i lubi dominować. Nie jest zbytnio zabawowa i nie lubi chodzić na jakiekolwiek uroczystości. Gdy się uśmiechnie, to zazwyczaj jest to uśmiech złośliwy. Jeżeli już jakimś cudem uda Ci się nakłonić ją do szczerego, to nie będzie on tak wielki jak u niektórych wilków. Jaki zatem będzie? A taki, że kąciki jej warg delikatnie uniosą się. Musisz się do tego przyzwyczaić. Jeżeli chodzi o nowe przyjaźnie to wybiera swoich znajomych bardzo ostrożnie. Nowo poznanych traktuje chłodno i z dystansem. Jest świetną znawczynią terenów i zna każdy ich zakątek.
Rasa: Jest to Border Collie (Owczarek australijski) w skrócie Aussie.
Kontakty :

  • Rodzina : A czy ja wiem czy oni żyją. 
  • Potomstwo : Brak i raczej nieprędko kogoś znajdzie by mieć te szczenięta.
  • Partner/ka : Już mówiłam - raczej nieprędko znajdzie partnera.
  • Zauroczenie : Ona... er... to skomplikowane przeszłościowo lecz na razie nie ma nikogo na oku.
Historia: Jeżeli chętnie poznasz jej pełną prawdziwą historię to poszukaj odpowiedzi gdzie i kiedy indziej, ponieważ rozpisywać się nie zamierzam.
Urodziła się daleko jako zupełnie niechciane pietnaste dziecko Fiory i Rexiona. Jej rodzina była wykorzystywana do hodowli, jednak Reatroix jako jedynej udało sie uciec. No i trafiła tu.
Właściciel : Konikowo05 (hw)

Od Karai - C.D Lassie

Czarna suczka przemierzała lasek, który w nocy został przykryty miękkim, białym puchem, a drzewa znów przypominały kryształowe. Lubiła tą porę roku, tak samo jak zresztą jesień, jest to jedna z niewielu rzeczy za jakimi przepada. Rzuciła się biegiem przed siebie by po chwili skoczyć w zaspę i wesoło zamerdać ogonem. Po raz pierwszy od dawna się szczerze uśmiechnęła lecz, gdy już wylazła z zaspy, spotkała na swej drodze jakąś suczkę. A mogło być tak pięknie...
- No witaj - rzekła. Spojrzałam na nią znudzonym wzorkiem.
- Witaj...
- Lessie - dokończyła - A ty?
- Karai - mruknęła, dalej na nią patrząc - Należysz do sfory?

< Lessie? xdd >

Od Lessie do Leo

Chłodne i ostre powietrze rozrywa płuca, świeże i jakże otumaniające. Przyjemnie się oddychało w tę bezchmurną noc. Było lepiej niż w dzień. Niebo nagle przysłoniły chmury i zaczął padać śnieg. Prószył mocno, jednak były to drobinki, a jakże gęsto pada. Zstąpiłam z wysokiej górki i ruszyłam powoli ośnieżoną drogą, oświetloną jedynie przez blady księżyc, wyglądający zza chmur. W odległości jakiś jedenastu metrów coś się poruszyło. Był to z pewnością pies, wyczułam go. Zbliżyłam się pewnie, dzieliły nas teraz jakieś trzy metry.
- Kim jesteś? - zapytałam.
Zaczęło mocno sypać śniegiem, można było powiedzieć, że rozpętała się wichura. Postać psa szybko zniknęła, ja również po chwili uciekłam, szukać najbliższego schronienia. W końcu dotarłam do jakiejś jaskini, na pewno nie była ona zamieszkana. Weszłam do niej chowając się przed huraganem.
- Znajdź sobie własną kryjówkę. - mruknął jakiś pies.
- Nie zamierzam się stąd ruszać dopóki to co się dzieje na zewnątrz nie ustoi. Sorry. - mruknęłam obojętnie.
Pies prychnął tylko w odpowiedzi, wyraźnie niezadowolony z mojej obecności. Musiałam być skazana na tego kogoś, gdyż na dworze nie jest teraz bezpiecznie. No tak - co to dla mnie. W sumie nic. I mimo, iż lubię zimę i śnieg to w wichurę nie szwendam się po dworze.


Leo?? Jesteś skazany na moje towarzystwo. :D

Od Pioruna do Seven

Wczesnym rankiem, kiedy słońce nie zagościło jeszcze na horyzoncie wyszedłem na polowanie. Przechodziłem akurat obok spokojnie płynącej rzeki, kiedy zobaczyłem w niej psa. Spojrzałem ze zdziwieniem w stronę szczęśliwego psa.
- Dołączysz? - uśmiechnął się.
- Egh... Nie dzięki. - mruknąłem. - A tobie to nie za ciepło jak na tę porę roku. - zapytałem sarkastycznie.
- Woda jest fajna. - ponownie na jego pysku zagościł uśmiech.
Płynął tempem mojego chodu, w końcu zatrzymał się i wyszedł z rzeki. Stanął obok mnie i wytrzepał futro instynktownie odskoczyłem i warknąłem.
- Powaliło cię? - warknąłem.
- To tylko woda. Seven. - powiedział radośnie.
- Piorun. - mruknąłem niechętnie. - Co żeś taki szczęśliwy? - zapytałem półgłosem idąc dalej.


Seven??

Od Lessie do Karai

Zbliża się pora obiadowa, trzeba coś upolować. Od rana nic nie jadłam. Stąpałam po chłodnej warstwie śniegu, próbując aby nie wydawał dźwięku. Zakradłam się do młodej sarny stojącej na polanie. Niczego nie spodziewająca się zwierzyna po chwili padła martwa. Wzięłam się za jedzenie. Zjadłam trochę, jednak nie byłam zbytnio głodna. Dlatego też przetaszczyłam zwłoki do swojej jaskini. Teraz przez to, że spadł śnieg miałam ochotę na zrobienie czegoś. Co u mnie zdarza się rzadko. Przemierzałam ośnieżony las kiedy to trafiłam na czarną sukę.
- No witaj. - powiedziałam.
Nigdy nie zaczynałam rozmowy, a jeśli już to była to zaczepka i to złośliwa.


Karai?

Od Lessie do Esperento

Dzień zapowiadał się jak każdy inny - monotonne łażenie po terenach nowej sfory i przelotne spojrzenia. Dziś spadł śnieg i przykrył białą kopułą cały teren. Szybko wyszłam na zewnątrz jaskini, ciesząc się ze zmiany pogody. Od zawsze, co roku czekałam na tą porę roku, w której biały puch przykrywa świat i odbija blade słońce. Ruszyłam spokojnym krokiem ukrywając swoje niezwykle dobre nastawienie do świata. Tak - nagła zmiana patrzenia na życie. Tylko przez głupi śnieg. Miałam bardzo dużo energii jak na kogoś kto całą noc nie spał. Dlaczego uwielbiam zimę? - Nie mam pojęcia. Ale ją uwielbiam. Szybko przeczesałam tereny w poszukiwaniu jakiegokolwiek jeziora. Poszukiwania poskutkowały i znalazłam wielkie przymarznięte jezioro. Delikatnie stanęłam na kruchym lodzie.
- Wlecisz do wody. - mruknął ktoś obojętnie stojący za mną.
- Może i tak. - odparłam patrząc się w swoje odbicie w lodowej tafli.
- Utopisz się.
- Będzie święty spokój. Jeden pies mniej do wystrzelenia przez myśliwych. - uśmiechnęłam się odwracając.


Esperento??

Od Lessie do Ashtona

Był pochmurny dzień. Z nieba spadały delikatne płatki śniegu, topniejące już w locie. Całą noc śnieg delikatnie opadł na całą dolinę. Która teraz wyglądała przepięknie. Ogólnie cały krajobraz zasłoniła delikatna mgła. Całokształt kraina zapowiadał się świetnie. Gdyby nie fakt, że to kolejny dzień szarego życia, pomyślałabym nawet, że jest sens dzisiaj zmienić coś. Nabrałam ostrego powietrza do płuc i ruszyłam pewnym krokiem przed siebie. Aby dostać się do jakże pięknie zapowiadającej się doliny musiałam zejść ze stoku. Co nie wyszło mi najlepiej. W sumie z początku dobrze mi szło, jednak moje szczęście doprowadziło, że wywróciłam się o kamień skrywający się pod warstwą białego puchu i zleciałam w dół. Walnęłam z mocną siłą w coś, z początku myślałam, że to drzewo, ale kiedy usłyszałam cichy jęk zorientowałam się, że walnęłam w kogoś.
Leżałam na plecach z przymrużonymi oczami, kiedy to nade mną stanął pies. Posiadał czarno białą szatę i spoglądał na mnie pytająco ale z uśmiechem swoimi ciemnymi oczami.
- Em... - jęknęłam. - Wybacz?


Ashton?

Od Esperento CD Anabelle

Szliśmy z Anabelle po jakiś łąkach, lasach polach, rozmawialiśmy i ogólnie było bardzo przyjemnie. Suczka była szczególnie rozmowna, cały czas dorzucała i to i owo, a ja albo się przyglądałem albo dodawałem jakieś dwa czy trzy słowa. Nie żeby mi przeszkadzała rozmowność Anabelle, wręcz przeciwnie! W ten sposób nie musiałem za wiele opowiadać o sobie, a to nawet lepiej.
- Anabelle? - Spytałem i zawahałem się trochę. - Gdzie my właściwie jesteśmy?- dodałem już śmielej rozglądając się wokoło. Ni to las, ni to klif. Zwyczajny teren.
- Jesteśmy niedaleko jeziora. Chodź, podejdziemy bliżej. Ale uważaj. Woda jest bardzo głęboka chociaż widać dno. - dodała żartobliwie uśmiechając się a potem skierowała się we wskazanym przez siebie kierunku?


Anabelle? Wybacz, że późno.

Od Esperento - Konkurs - CZ. II "Za duża zbroja i przejażdżka na ręce olbrzyma."

Streszczenie poprzedniego opowiadania:
Niebieski dym... Wepchnął mnie do świata olbrzymów! Mam staczać walkę na śmierć i życie w celu odzyskania kamienia mocy. Krótko nie?
Teraźniejszość:
Jaki jest sens życia? Po co rano wstajemy, myjemy się, idziemy do szkoły, 'pracy'? Po co w ogóle wstajemy z łóżka, przecież i tak do niego wrócimy...
Podobno życie to nie jest zgadywanka co odpowiedziała większość tak jak "Familiada" czy "Zgaduj, zgadula". Podobno żyje się na sto procent i trzeba postawić na jedną odpowiedź oraz być pewnym, lub niepewnym, swojej odpowiedzi, swojego wyboru. Ech. Czasem w życiu zdarzają się zaskakujące i niewytłumaczalne przypadki, które można uznać za para nienormalne. Te przypadki to próba charakteru. Życie jest pełne niespodzianek i czasem nasza zapadnia szczęścia, która do tej pory była zasłonięta i trzymała się mocno. Szczęście nie ustępowało aż tu nagle, pufff, i zapadnia się zapada ukazując czarną czeluść. Czeluść, która ziała czarnym nieszczęściem...
~*~
Nie wiem czy ktokolwiek się ze mną zgodzi, ale najgorsze jest to poczucie bezsilności, uczucie, które ma nad nami większą władzę niż my sami. Przez nie, nawet gdybyśmy chcieli coś zrobić nie możemy. To uczucie zdawało nam się śmiać prosto w twarz z głosem, którego ton jest przepełniony szyderczością, poczuciem własnego zwycięstwa, pewnego rodzaju triumfu, mówiący bez ogródek "Widzisz? Nie możesz nic zrobić! Ha! Jesteś słabeuszem, nic nie wartym pędrakiem, który nie ma już szans, by się przepoczwarzyć. Teraz patrz jak niszczę ostatnią nadzieję jaka Ci pozostała!". Być może istnieje jakieś wymyślone przez Einstaina czy innego tam Teslę lekarstwo, które zwiększa poczucie własnej wartości i pomaga nam przezwyciężyć to szydercze uczucie bezsilności. Ja osobiście jeszcze do niego nie dotarłem chociaż cały czas idę na przód. Lecz mimo to, że nic nie mogę z tym zrobić znalazłem się w tej wielkiej czarnej pustce bezsilności w tym czasie, kiedy właśnie zgodziłem się na coś czego logicznie rzecz biorąc nie dokonam.
~*~
Skaperen patrzył na mnie wyczekująco. Tam jakby oczekiwał jakiegoś opisu planu, pomysłu. Ja natomiast oczekiwałem od niego wielu rzeczy między innymi powiedzenia gdzie jest to Królestwo Cieni i z kim mam zamiar walczyć. Jednak nie.
- To może powiesz mi czego mam się spodziewać? Jak wygląda ta kraina i kto jest tym złodziejem tego drogocennego kamienia? - spytałem tym samym przerywając unoszącą się w powietrzu niezręczną ciszę. - Możesz jeszcze trochę bardziej uściślić swoją wypowiedź i podać mi więcej informacji? - dodałem widząc otumanienie na twarzy, wielkości stodoły, giganta. Ten natychmiast jakby otrząsnął się z transu i natychmiast energicznie pokiwał głową. Z jego opisu wynika, że złodziejem jest jego brat - Reaxtoix, który zapragnął władzy swojego ojca. Podobno podczas koronacji na króla krainy olbrzymów ukradł berło tym samym zyskując moc, która włada wszelkimi mocami. Wiadomo również, że osiedlił się w Krainie Cieni. Nikt jeszcze nie zdołał tam trafić a co dopiero pokonać Reaxtoixa. Jego zamczysko, stare, sponiewierane i szare, jest otoczone wszelkimi zaklęciami ochronnymi. Sam budynek jest o wiele starszy od tego, w którym aktualnie się znajduję, a także o wiele bardziej zniszczony. Leży na kompletnym pustkowiu. Nawet piach jest tam szary. Szpiczaste skały wyrastają nierównomiernie z ziemi. Tyle się przynajmniej dowiedziałem.
- To tyle. - powiedział Skaperen oddychając głęboko. Tak jakby się zmęczył. - Jako iż nie mogę tam z Tobą pójść to pozwól, że podaruję Ci kilka rzeczy. - dodał i pobiegł na zaplecze po chwili wracając ze zbroją, mieczem, który miał ostrze długości dwóch mnie, tarczą oraz jakimś czymś. Wyglądało to trochę jak termos na herbatę lecz zarazem jakoś inaczej. Trudno potem się będę tym przejmować jaki to ma kształt. Wracając do rzeczy. Wszystko było co najmniej trzy razy większe ode mnie, więc gigant stojący przede mną i trzymający to wszystko w swoich wielkich łapskach spoglądał to na mnie, to na te wszystkie bojowe rzeczy. Po chwili uśmiechnął się z zakłopotaniem. - Widzę, że muszę trochę zmiejszyć rozmiar tych rzeczy. Zajmnie mi to około dwudziestu czyerech godzin, więc ty możesz pójść na górę i sobie jakiś pokój.- rzekł jeszcze raz biegnąc w stronę zaplecza. Po chwili słychać było stukania i odgłosy pilarki. Ja wzruszyłem ramionami i poszedłem w miejsce wyznaczone przez olbrzyma. Przeszedłem przez długi kamienny korytarz, wspiąłem się po krużgankowych schodach i znowu znalazłem się w kolejnym, długim korytarzu z marmuru. Przechadzałem się w te i we wte, by znaleźć odpowiedne drzwi. W końcu wybrałem. Wysokie, lekko pozłacane, z wyrzeźbionym ogromnym smokiem. Ledwie ich dotknąłem a one już się otworzyły. Ujrzałem pokój. Ogromny pokój ze ścianami wyłożonymi miękką tkaniną w monotonne trózęby. W każdym rogu czworokątnego pokoju stało atłasowe krzesło, a na środku stał stół. Drewniany z drzewa bukowego jak mniemam. Okno było duże i wpadało przez nie masę światła. Pod okniskiem stało łóżko. Z jedwabnymi kotarami oraz w turkusowym kolorze. Po wyczerpującej podróży byłem niezmiernie zmęczony i od razu padłem na łoże.
~*~
Rankiem obudziło mnie walenie do drzwi. Podskoczyłem jak oparzony gdy powietrze rozdarł krzyk Skaperena.
- JUŻ GOTOWE! - krzyczał dobre dziesięć minut zanim na dobre się nie wybudziłem. Przetarłem łapą oczy i zadarłem głowę do góry by spojrzeć na olbrzyma. - Twoje rzeczy są gotowe. - dodał już spokojniej i połorzył przede mną poprawioną złotawą zbroję ze smokiem na piersi, miecz w skórzanej pochwie ze srebrną rekojeścią wysadzaną kamieniami, hełm z pióropuszem, tarczę z herbem smoka. - Zakładaj. Musisz wyruszyć. - dodał poważniej, tak jakby wydawał rozkaz. Zrobiłem to co on mi kazał. Po jakichś pięciu minutach stałem w pełnym uzbrojeniu, z miny Skaperena wnioskując iż wyglądam jak pajac. Olbrzym schylił się i podniósł mnie dwoma palcami i wybiegł z pokoju nawet nie zamykając drzwi. Podróż mijała w milczeniu głównie opierając się na podziwianiu coraz to nowych krajobrazów, których nie będę w stanie opisać. Na ręce olbrzyma kolebałem się co jakiś czas naprężając mięśnie w obawie, że spadnę.
~Trzydzieści minut później.~
Stanęliśmy. Przed sobą zobaczyłem czarną niepospolitą pustynię, z której dna wybijały się na powierzchnie ostre kolce. Dokładnie tak jak opisywać Skaperen.
- To ja wracam, a Tobie życzę udanej walki. Powodzenia!- krzyknął na odchodne i poszedł w stronę powrotną. No to teraz zostałem pozostawiony samemu sobie.
Świetnie.


CDN

Od Pioruna cd Anabelle

- Nie mogłem pozwolić alfie umrzeć, bety by mnie zabiły. - mruknąłem. - A poza tym uznaliby pewnie, że cię utopiłem. Nie potrzebuje problemów z twoją wataszką. - dodałem obojętnie. 
- To nie wataha. - powiedziała ze śmiechem. - Ty...
- Tylko sfora, tak wiem. Dla mnie to bez różnicy. Wilki a psy wiele się nie różnią. Oboje o tym wiemy. Przecież i one, i my mieszkamy w lesie. Żywimy się dzikimi zwierzętami. Polujemy, jednoznacznie zabijamy. Uciekamy poniekąd od ludzi, siedząc w lesie i nie wychodząc zbytnio poza tereny sfory. - oznajmiłem gapiąc się pusto w niebo. 
Nie odpowiedziała. chyba nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Zerknąłem na wodę i przeszedł mnie nagły i niekontrolowany dreszcz.
- Dlaczego nie chciałeś skoczyć? - zapytała w końcu. 
- Po prostu. - mruknąłem. 
- To nie było tak po prostu. W takiej sytuacji każdy skoczyłby bez namysłu. 
- Nie ja. Dobra? Sądzę, że zauważyłaś, że nie wszystko jest ze mną okej. - warknąłem oddalając się od suki. 
- Zaczekaj. - zawołała, próbując się podnieść. 
Jednak jej wyziębione ciało nie potrafiło utrzymać się prosto. 
- Nie próbuj. Tracisz tylko siłę. Poczekaj aż przejdzie odmarznięcie. - mruknąłem zatrzymując się. - Teraz woda nie jest już taka ciepła. Zima się zbliża wielkimi krokami. - powiedziałem to patrząc na sukę. 
- Skąd niby to możesz wiedzieć, skoro do wody nie chcesz wchodzić? - powiedziała. 
- Jestem huskym. Przypominam. Takie rzeczy są na porządku dziennym. - mruknąłem. 
Zamilkła. No tak, nie było sensu dalej drążyć tematu. Zbyt mocne argumenty? Możliwe. Albo po prostu nie miała siły ze mną gadać. 
-  Jeżeli chcesz to zaprowadzę cię do jaskini twojej. Albo mogę siedzieć tu z tobą. Oczywiście jeżeli mnie wkurzysz to sobie pójdę. - powiedziałem obojętnie. 


Anabelle?? On nie zna uczucia jak "współczucie" albo "troska" XD 

Od Lessie cd Nicolay'a

Przemierzałam kolejne tereny w poszukiwaniu... no właśnie. Czego szukałam? Sama nie wiem. Chyba wciąż szukam tego psa z policji. Tylko po co? Powiedzieli mi jasno, że nie żyje. Ale moja głupia psychika nadal wierzy w inną wersję wydarzeń. Mogli go porwać - ale kto i po co porywałby psa policyjnego i nie żądał okupu? Kto w ogóle, jaki człowiek zapłaciłby za psa? Mógł też uciec - ale po co? Przecież wszystko tam było w porządku, nikt nami nie pomiatał. Wręcz przeciwnie, traktowano nas tam jak władców. Więc po co i ja uciekałam? Dla jakiegoś psa, który i tak nie zwróciłby na mnie uwagi? Chyba tak. Na to wychodzi. Zażenowana własną postawą szłam jakąś drogą w lesie. Napotkałam sukę.
- No cześć. - uśmiechnęła się - Ty chyba nie należysz do sfory? Co nie?
- No nie. - mruknęłam.
- Tak się składa, że jesteś na naszych terenach. To może byś dołączyła?
Westchnęłam. - Niech będzie.
Suka odeszła zadowolona, łaziłam tak trochę po tym lesie i znów ją spotkałam. Tym razem była smutna, prawie płakała. Spojrzałam w stronę z której szła. Stał tam znajomy mi pies. Ale to nie możliwe. To nie może być on...
- N-Nicolay? - zapytałam niepewnie przyglądając się uważniej.
- Ty też mnie znasz? - zapytał dosyć zdezorientowany.
- To przecież niemożliwe... - szepnęłam. A ten spojrzał na mnie pytająco. - Przecież ty nie żyjesz... - dodałam.
Nie mówiłam do niego. Mówiłam do siebie, albo do przestrzeni. Mój głos był pusty, nieobecny wzrok błądził po psie od dołu wzwyż. Okrążyłam go kilkakrotnie nie dowierzając temu co widzę. A raczej kogo widzę. Duch mi się objawił? Słyszałam o takich przypadkach kiedy komuś kto ktoś zginął nieby ta osoba się pokazywała. A potem te nawiedzane istoty kończyły albo w trumnie przez samobójstwo albo w wariatkowie. Bałam się... Bałam się tego co się dzieję... On nie żyje... A ja mam chore zwidy, albo to pies podobny do Nicolay'a. Wbijali mi pół roku, że on nie żyje.
- Kłamali. Pieprzeni egocentrycy... - wymruczałam przystając.
Pies uważnie mi się przyglądał. Dzieliła nas odległość jakiś czterech, może pięciu metrów. W krótkim czasie skróciłam ją do dwóch. Spojrzałam się w jego oczy. To musiał być on. Nikt nie miał takiego wzroku jak on.
- Nicolay. Czy to możliwe? - zapytałam bardziej jego.


Nicolay?? :3

Opiekun - Seven Painkiller Kitsune!




Autor : Nieznany 

Imię: Po cóż Ci jego imię, obywatelu? Czy ono sprawi, że Twa dusza będzie tańczyć makarenę, a na pysku zagości uśmiech? Nie. Ale jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć: Jego pełne imię, to Seven Painkiller Kitsune. Ale zwracaj się do niego Seven. "Nazywając nasz świat po imieniu, sprawimy, ze będzie prostszy"
Płeć: Pomimo tego jakże kobiecego, ponętnego zachowania, jest to samiec. Piec, chłopczyk, cokolwiek. "Ty tego nie zrozumiesz, bo jesteś jakiejść innej płci" Ale 100% homoś.
Głos:  Michael Clifford
Wiek: 4 lata 'Nie liczy sie wiek. Liczą sie uczucia"
Stanowisko: Opiekun (Nieoficjalnie- psycholog/psychiatra)
Charakter: Seven jest psem o zmiennej, aczkolwiek spokojnej i uroczej naturze. Zawsze miły, pomocny i otwarty. Potrafi poprawić humor dosłownie każdemu. Albo jakimiś niewybrednymi żartami (które zawsze ma w zanadrzu), albo po prostu swoją obecnością – optymistycznym sposobem życia. Nieczęsto się obraża, lubi placki, zapominalski, trochę ciapowaty. Lubi chodzić z głową w chmurach. Sev to uroczy samiec, którego nie da się nie lubić. Jest trochę ciapowaty, zdarza jemu się kogoś potrącić lub coś stłuc, ale zawsze ma dobre intencje. Pomocny i opiekuńczy, często się uśmiecha. Stara się wywrzeć na innych dobre wrażenie. Pomaga i nieustannie się uśmiecha wręcz tryska radością. Pomyślisz, że ma tylko jedno oblicze, a tak nie jest. Potrafi byś oschły i bronić... Ale tylko w wyjątkowej sytuacji. Seven nie jest normalnym, wesołym psem. Ma w sobie wiele smutku i melancholii. Taki jest od urodzenia. Kocha ciszę i spokój, jest typem samotnika, ale nie pogardzi dobrym towarzystwem. Ma mało przyjaciół, ale nie dlatego, że jest nielubiany. Trudno zdobyć zaufanie, ale gdy już kogoś szczerze polubi to na całe życie. Jest bardzo inteligentny. Umie być opiekuńczy i troskliwy. Nienawidzi, jak ktoś mu rozkazuje, lub mówi mu, co zrobił, źle... Kocha patrzeć, jak inni się bawią. Lubi oglądać różne rośliny. Czasem, potrafi zamknąć się w sobie, ale jeśli kogoś bardzo polubi ukazuje mu to. Trudno domyśleć się kiedy jest smutny, w większości przypadków wygląda na uśmiechniętego. Potrafi być miły i romantyczny. Romantyzm u niego, jest na poziomie dziennym. Kiedy jest zdołowany, siedzi w jakimś wybranym miejscu, najczęściej jaskini, myśli nad swoim życiem. Nie powiem, że nigdy nie płacze, oraz że nie ma uczuć. Właśnie często ma załamki. Często płacze. Jeśli Ci zaufa, będzie się z tobą śmiał. Nie jest obojętny wobec słabszych. Ale a też rozsądek. Potrafi odmówić, lub zaproponować lepsze rozwiązanie. Jest pomocny i uczynny. Oczywiście, liczy, że Ty kiedyś też mu pomożesz. Mu warto pomagać. Zawsze chciał się udzielać, na rzecz w rodziny, świata, ale to.. nie było mu dane, do teraz. "Może i nie jestem idealny, mam swoje wady, ale mam swój uroczy charakter, i jestem z niego dumny!"
Rasa: Pitbull "Wszyscy różni, a tym samym- identyczni"
Kontakty :
  • Rodzina :Teniqua - Matka nie żyje. Fire - Ojciec nie żyje . Rodzeństwo - Smoke i Night - nie żyją. Przyjaciółka, jak siostra - Eclipse "Rodzina... Tu zaczyna się życie, ale miłość nie kończy"
  • Potomstwo : Brak, skryte marzenie Sevena. 'Mów dziecku, że jest dobre, że może, ze potrafi"
  • Partner/ka: Niestety brak. "bo moje kocham nie jest na tydzień czy miesiąc..."
  • Zauroczenie: Jest zauroczony, ale kurde... Nie ma u niego szans! "Zwykle, jak się zakochuję, to w kimś, u kogo nie mam najmniejszych szans..."
Historia: Seven to obłąkany przez diabła, kopnięty przez upadłe anioły i odrzucony od społeczeństwa psów pies, który szuka prawdy, i wie, że ją odnajdzie. Dużej części swojego życia po prostu nie pamięta, ale tą drugą część- rozpamiętuje od lat. Bieg. Szybki bieg, a w oddali słychać...Nie wie, czy to była prawda czy nie, ale... Tak tego nie zostawi. Do Sfory Psich Snów, dostał się po ucieczce ze starego stada. Nowe znajomości... Nowe, pieskie życie.
Właściciel :
~ Cook!e [howrse]
~ hubert8 [doggi-game]
~ nonamenoright@gmail.com [gmail]

Od Alfy

Jeden z tych nudnych i szarych dni. Tym razem nie padał deszcz lecz śnieg. Nawet się cieszyłem bo w końcu zima jest od tego by prószył śnieg,a wszystkie szczeniaki,dzieciaki i kociaki(chociaż te już mniej)miały gdzie szaleć i bawić się. Odepchnąłem się łapami od ,,parapetu'' i postanowiłem wyjść na dwór. Wyszedłem z jaskini i gdy tylko postawiłem łapę na cienkiej(jeszcze) warstwie śniegu ledwo się skrzywiłem lecz po chwili wrócił mi normalny wyraz pyska. Zrobiłem kolejny krok,a potem zamknąłem korą wejście do jaskini.
- Uwaga! - usłyszałem. Jakiś durny pies jechał na lodzie jak bobslej,a po chwili na mnie wpadł i wlecieliśmy w zaspę(jeszcze małą).

Ktoś?

Od Michelle - C.D Tarina

Uśmiechnęłam się krzywo aby dać mu do zrozumienia, że na razie nie mam zamiaru nic mu robić. W sumie jestem pewna że powaliłabym tego retrievera jednym chwytem, ale odpuściłam sobie, nie chcę do siebie zrażać reszty członków, tak jak robi to moja siostra. Moje uszy niespodziewanie zastrzygły, bo w krzakach coś się poruszyło. Nogi mi się ugięły i przeniosłam wzrok na krzaki. Na szczęście, to tylko zając. Golden zaczął się śmiać, a ja zrobiłam zdenerwowaną minę.
- Co cię tak śmieszy? - Warknęłam. - Każdy może się czegoś wystraszyć.


Tarin ? <Przeczytaj charakter Michelle ! >

Od Tarina

Szukać znajomych, czy znajomi mają szukać mnie? Tak, z tym pytaniem próbowałem się zmierzyć... Kto chce się przyjaźnić z mordercą? Chyba nie chce mieć znajomych po tym, jak potraktowała mnie Anabelle. No właśnie, czemu wciąż uciekała? Gdzie uciekała? Czemu wszyscy ode mnie uciekają? Gdzie uciekają? Z myśli wyrwał mnie jakiś dziwny dźwięk. Śmiech, dokładniej.
- Ktoś tu jest?! - warknąłem.
- Tak, Jest! - usłyszałem słowa. - Ale nie wiesz kto!
- No raczej nie wiem! - oznajmiłem zdenerwowany. Z krzaków wyszedł nieznajomy pies.
- Kim jesteś? - spytałem a stworzenie uśmiechnęło się dziwnie.

Ktoś? Suczka, pies obojetnie!

Od Sekhmet'a - C.D Anabelle

Sam nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Już od dawna, takie pytania odstawiam na boczny tor, próbuję ich  unikać, nie mam pojęcia co mnie do tego nakłoniło. Może nie powinienem nawet zaczynać tematu o miłości, powinienem zmienić bieg rozmowy i zacząć gadać o czym innym, ale to jest silniejsze ode mnie. Spojrzałem na nią. Może nie powinienem wracać do przeszłości, ale widząc Anabelle, przypomniała mi się Yarissa, moja była partnerka...Są takie podobne...Oczy zaszkliły mi się od łez, a ja od razu odwróciłem łeb. Usiadłem na podłodze, i zawiesiłem łeb. Łezka skapnęła na podłogę. Anabelle odwróciła się ostrożnie, i podbiegła do mnie. Kucnęła na przeciwko mnie, i podniosła mój pyszczek w górę. Zarumieniłem się, nie wiem z jakiego powodu, ale jakoś tak wyszło. Po moim pyszczku leciała już kolejna łza, jednak Anabelle wytarła ją swoją łapą.
- Dlaczego płaczesz? - Zapytała. - Powiedziałam coś nie tak?
Nie zdziwiłem się, że się przejęła. Może teraz coś pomyśleć, coś, co akurat mogło wydawać się prawdą, jednak nią nie było. Ja nie wiem, mnie i Anabelle nie łączy żadne specjalne uczucie, chcę się od tego uchronić, ale chyba nie potrafię. Pociągnąłem nosem.
- Przypomniał mi się ktoś....Jesteś do niej podobna.. - Zajęczałem. Może to zachowanie nie było aż takie męskie, no ale cóż, jestem wrażliwy, mam kruche serce. Spojrzałem w jej cudne dwukolorowe oczy. Dlaczego padło na nią? Przecież są tu inne suczki. Nie, nie mogę na to pozwolić. Odsunąłem pysk od jej łapy, i zakryłem łapami twarz. Anabelle siedziała obok mnie, i czekała za pewne, aż wstanę i się ogarnę. Kiedy już trochę udało mi się zapomnieć o Yarissie, wstałem i wytrzepałem się. Resztę drogi szliśmy w ciszy. Nie wiedziałem, czy mam coś powiedzieć, czy coś zrobić..Byłem totalnie przybity, raczej już nic nie poprawi mi dzisiaj humoru. Dotarliśmy do jakiegoś dużego drzewa. Anabelle powiedziała, że usiądziemy pod nim i odpoczniemy. Kiwnąłem tylko głową, nadal się nie odzywając. Usiadłem po drugiej stronie drzewa tak, aby nie musieć siedzieć obok Ann. Nie chciałem jej sprawiać przykrości, w cale nie robiłem tego bo jej nie lubiłem. Wręcz przeciwnie, bardzo ją polubiłem, jest zabawna, miła i wesoła...Ale nie mogę pozwolić, aby nasza znajomość zmieniła się w coś innego. Chociaż, nie zaszkodzi mi spróbować...Nie! Temat zamknięty, przyjaźń, nic więcej. Egh..Ok. Nie wytrzymałem, poszedłem tam do niej, i usiadłem obok wpatrując się w ziemię.
- Skoro przeze mnie wracają ci wspomnienia z przeszłości, może nie będę nachalna, po prostu dam ci spokój. - Mruknęła Anabelle.
- Nie, posłuchaj Anabelle. Nie chcę stracić tak dobrej znajomej, tylko dla tego że jesteś do kogoś podobna. Przeboleję to, kiedyś się przyzwyczaję i nie będę zwracał uwagi. - Położyłem uszy po sobie.
- Przebolejesz? - Podniosła brew w górę, i zrobiła oburzoną minę. - Mówię ci, skoro aż tak smucisz się na mój widok, po prostu na mnie nie patrz.
Oh, czy te suczki muszą być takie uparte?!
- Nie! Anabelle, czemu jest z tobą aż tak ciężko się dogadać? - Mruknąłem zirytowany całą tą sytuacją.
- Mówiłam, skoro robię ci aż taki problem, to po prostu na mnie nie patrz i się nie odzywaj. - Warknęła. Widać było po niej że już nudzi ją moje towarzystwo. Nie rozumiała o co mi chodzi, i właśnie nie miałem chęci jej wyjaśniać. Może powiedzieć jej wprost?
- Ann, jesteś piękną, mądrą i wartościową suczką, a ja jestem głupim, beznadziejnym psem, który łudzi się, że go polubisz i nie będziesz miała go za śmiecia, tak, jak inne suczki. - Zacząłem, wpatrując się w dal. - Zauroczyłem się, ale to bezsensu, nie chcę, od kilku lat uciekam przed miłością, ale nie umiem..Nie umiem...
Oparłem się plecami o drzewo, i łapą zakryłem oczy. Westchnąłem głęboko. Wiedziałem, że mnie nie zrozumie. Siedziała cicho, nie odzywała się.



Anabelle ?

Od Anabelle

Kolejne patrolowanie terenów... Nie, czekaj, nudzenie się. Nuciłam pod nosem hymn naszej sfory, który zaproponował Garry, i chyba każdemu przypadł do gustu.
- Orki... orki z majorki... Orki z poznania... I ze stalowej woli... - śpiewałam cicho, idąc i nie patrząc pod nogi. Tym sposobem dotarłam... E... do portali! Może by tak w jeden wskoczyć? Gdy tak się zastanawiałam, z jednego z nich wyskoczył nieznajomy pies. Border Collie, samiec. Postanowiłam się podejść, no bo co mi szkodzi, nie?
- Ej, ty. - podeszłam to psa, który obecnie się rozglądał. - Ktoś ty? - spytałam, kiedy byłam już bliżej.
- Ashton. - powiedział. - Gdzie trafiłem? - spytał się, patrząc na mnie z ciekawością.
- Do mojej sfory! - wykrzyknęłam wesoło.
Ashton? XD

Od Anabelle CD Tarin'a

- A co, masz mnie już dość? - uśmiechnęłam się złośliwe.
- Eee, nie... - mruknął, trochę zmieszany. Spojrzał na mnie pytająco, bo niby od kiedy ja się stałam złośliwa, nie? A więc ujmę to tak, jestem zmienna. Ha, i to bardzo.
- A więc ja idę, pa. - kolejny złośliwy uśmieszek z mojej strony. No, nie mogę być za miła, czyż nie? Odwróciłam się i już zamierzałam pójść.
- Ej, Ann. - zatrzymał mnie głos samca. - Co robiłaś, zanim założyłaś sforę? - spytał. Skąd to pytanie, no skąd? Ładnie to wpychać nosa w nie swoje sprawy? Nie masz lepszych rzeczy do roboty? Jasne, że mu nie opowiem.
- Moja historia - rzekłam cicho, nie mając najmniejszego zamiaru mu odpowiedzieć. - Pozostanie moja. - dokończyłam, i sobie poszłam.
- Ej, Ann. - Tarin mnie dogonił.
- No? - spytałam, niewzruszona. Nie obdarzyłam go najkrótszym spojrzeniem.
Tarin?

Od Anabelle CD Piorun'a

Suczka, na granicy śmierci i życia, powędrowała spowrotem do przeszłości. 
- Czy zostaniesz moją partnerką? - pies, znany jej jako Anubis, w połowie zdania zmienił się w Nicolay'a, po chwili jednak cała ta wizja się rozpłynęła. Anabelle wiła się we śnie, pragnąć obudzić się z koszmaru. Jednak nic z tego, sen trzymał ją mocno w swych objęciach, i nie zamierzał puścić. Kolejna wizja, tym razem arcywróg Anabelle - Yukine. Owczarek Niemiecki, który gwałcił ją za każdym razem, gdy tylko miał okazję. Szantażował, niszczył jej psychikę. Aż w końcu, zginął z jej łap. Właśnie dlatego Anabelle nie zrozumiała, dlaczego teraz powtarza swoją ukochaną czynność... 
~~~
Uchyliłam powieki, zaskoczona twierdząc, że żyje. Przede mną siedział Piorun, tyłem do mnie, zapatrzony w nocne niebo.
- Dziękuje. - szepnęłam cicho. Piorun odwrócił się zaskoczony, patrząc na mnie. Wiedziałam dobrze, że to on mnie uratował. Bez niego moje ciało leżałoby martwe na dnie oceanu, mam rację?
- Nie mogłem pozwolić alfie umrzeć, bety by mnie zabiły. - mruknął niewzruszony, ale czy powodem na pewno było tylko to, czy coś więcej...?
Piorun?

Od Anabelle CD Sekhmet'a

Zaśmiałam się cicho.
- Nie martw się, wszyscy tutaj ignorują alfę. Przyzwyczaiłam się. - uspokoiłam go. Pies nadal jednak był zmartwiony.
- Nie powinno tak być. - zauważył, niewzruszony.
- Hmm? - zamyśliłam się na chwilkę. - Może. - powiedziałam po chwili, patrząc Sekhmet'owi w oczy. - Ale to i tak nie ważne. - dodałam, po czym on odwrócił wzrok. Ech, nigdy go nie zrozumiem...
- A więc? - spytał, patrząc na mnie wyczekująco. Nie, nie wiedziałam czego tak wyczekiwał, więc po prostu coś wymyśliłam.
- A więc, teraz pozostawiam twój los w rękach lamorożców - spojrzałam kątem oka na trzy stworzonka, które nam się przyglądały - a sama muszę załatwić parę spraw. - uśmiechnęłam się, i poszłam. Usłyszałam jeszcze jęk Sekhmeta, aczkolwiek nic z tym nie zrobiłam. Parę spraw... Jakich spraw? Wymyśliłam to, żeby po prostu pójść...
- Ej, Ann. - pies mnie dogonił. Hmm, widocznie nie przypadł do gustu lamorożcom, a szkoda. Byłby ubaw.
- No? - spytałam, wpatrując się w horyzont.
- Masz partnera? Albo miałaś? - to pytanie wyprowadziło mnie z równowagi, bowiem sprawiło, iż zaczęłam myśleć o przeszłości.
- Kiedyś było blisko... - powiedziałam  cicho, na tyle, by tego nie usłyszał. Myślałam teraz oczywiście o Nicolay'u, jednak ten teraz stracił pamięć, więc to się nie powtórzy. - Nie, nie mam. - powiedziałam głośno. - I nigdy nie miałam. - dodałam po chwili.
Sekhmet? Wena poszła na spacer...

Od Nicolay'a

I tak oto, wędruje bezcelowo po jakimś lesie. Ja, Nicolay, szurnięty pies pozbawiony pamięci.
- Nicolay! - dobiegł mnie zza pleców głos... znajomy? Powinienem go skądś znać, po prostu to wiem. Odwróciłem się, i moim oczom ukazała się biało - ruda suczka border collie. Jej pysk rozświetlał uśmiech... Usłyszałem w głowie znajomy śmiech, i tą samą suczkę, w jakimś szarym pomieszczeniu do którego światło słoneczne nie dociera. Zachwiałem się i chwyciłem za głowę, ale wizja już minęła. Znam ją? Suczka mnie dopadła i przytuliła, jakbym był kimś bardzo ważnym. Delikatnie się odsunąłem.
- Ehm...? - mruknąłem cicho, spoglądając na nieznajomą. Ta spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Nico? - wypowiedziała moje imię, jakbym był jej dobrym przyjacielem.
- Wybacz. Podobno straciłem pamięć. - odwróciłem głowę, unikając jej wzroku. Powinienem ją pamiętać, jestem całkowicie tego pewien. A jednak, nie znam jej. Jedynie ta głupia wizja i jej reakcja pozwalają mi przypuszczać, że kiedyś już się spotkaliśmy.
- Oh. - spojrzała na ziemię, zawiedziona. - Założyłam sforę. Oficjalnie jesteś strażnikiem nocnym. - dodała, trochę ciszej.
- Jasne. - mruknąłem, a suczka odeszła. Ech... Widać, że ją zasmuciłem. I to bardzo.
- N-Nicolay? - kolejna? Błagam, dwie w ciągu kilku minut? Odwróciłem się. O kurczę... Z nią miałem wizję kilka razy. I to dość długie.
Lessie?

Strażnik Nocny - Nicolay!


Autor : blackmaster111
 Imię: Nicolay
 Płeć: Pies

  Wiek: 3,5 lat
 Stanowisko: Strażnik nocny
Charakter: Nicolay jest szalony, nieprzewidywalny i... lekko szurnięty. Często miewa przebłyski z przeszłości, przez co jest umysłem nieobecny. Miewa swoje gorsze dni, jak każdy, wtedy bez kija się nie zbliżaj. W zwykłe dni jednak, Nico jest przyjacielski, szalony i zawsze na coś wpadnie. Stara się ukrywać swoje uczucia za tym szaleństwem. Ma nieco (czyt. bardzo) zaniżoną samoocenę, jednak podejmie się nawet największego ryzyka przez coś tak błahego jak zwykła ciekawość, lub, żeby uratować przyjaciela. Tak, poświęciłby swoje życie, nawet za nieznajomego. Dlaczego? Bo najzwyczajniej na świecie uważa, że jest nic nie warty. Jak spytasz go o przeszłość, to zamknie się nagle w sobie i nie będzie się do ciebie odzywał przez resztę dnia. Dlaczego, pytasz? Bo pozbawiono go jej. Nie ma przeszłości, a raczej, jej nie pamięta.
 Rasa: Owczarek Belgijski
Kontakty :
  • Rodzina : Nie pamięta, niestety. Podejrzewa, że go porzucili, ale daleko temu od prawdy...
  • Potomstwo :Brak, raczej nie będzie.
  • Partner/ka : Mimo iż sam Nico tego nie pamięta, to raz, może nawet dwa razy było blisko.
  • Zauroczenie :Kiedyś, zanim jeszcze ta sfora powstała, darzył tym specjalnym uczuciem Anabelle, jednak to było dawno temu. Obecnie raczej nikogo nie kocha, chociaż, może...
Historia:Jego rodzice, zarówno matka jak i ojciec, byli psami policyjnymi. Więc, oczywiste było, że Nico też się nim stanie. Tam właśnie spotkał suczkę, która stała się jego najlepszą przyjaciółką. Lessie. Pod koniec ich wspólnego czasu, zakochał się nawet. Nie zdążył jednak jej tego powiedzieć, bowiem, pewnego wieczoru, porwano go. Jasne, jasne, Nico to pies policyjny, więc dlaczego dał się porwać? Bowiem, nawet po specjalnym treningu żaden pies nie da rady przeciwko sześciu innym, tej samej rasy i po tym samym treningu. Nie były to jednak psy policyjne, nie, to były psy należące do ludzi, złych ludzi, którzy kierowali nielegalnym zakładem, w którym delikatnie rzecz ujmując robili psom pranie mózgu, i różne eksperymenty. Tam, spotkał Anabelle, obecną alfę sfory. Mimo iż się w niej zakochał, to nie byli niczym więcej niż przyjaciółmi. Ann była dla niego jedyną osobą, która trzymała go przy życiu w tym szarym, okrutnym miejscu. Pewnego dnia, stworzył jej okazję do ucieczki. Ann uciekła bezpiecznie, jednak sam Nicolay został zatrzymany. Poddany został wielu okrutnym eksperymentom, i, stracił pamięć. Niedługo po tym uciekł, i dołączył do tej sfory, nie mając bladego pojęcia, że obie suki, które kiedyś kochał, też tu są. Oczywiście, żadnej z nich nie pamięta, i teraz musi sobie jakoś radzić.
 Właściciel :  Kaktusek