środa, 30 listopada 2016

Od Lessie cd Nicolay'a

Przemierzałam kolejne tereny w poszukiwaniu... no właśnie. Czego szukałam? Sama nie wiem. Chyba wciąż szukam tego psa z policji. Tylko po co? Powiedzieli mi jasno, że nie żyje. Ale moja głupia psychika nadal wierzy w inną wersję wydarzeń. Mogli go porwać - ale kto i po co porywałby psa policyjnego i nie żądał okupu? Kto w ogóle, jaki człowiek zapłaciłby za psa? Mógł też uciec - ale po co? Przecież wszystko tam było w porządku, nikt nami nie pomiatał. Wręcz przeciwnie, traktowano nas tam jak władców. Więc po co i ja uciekałam? Dla jakiegoś psa, który i tak nie zwróciłby na mnie uwagi? Chyba tak. Na to wychodzi. Zażenowana własną postawą szłam jakąś drogą w lesie. Napotkałam sukę.
- No cześć. - uśmiechnęła się - Ty chyba nie należysz do sfory? Co nie?
- No nie. - mruknęłam.
- Tak się składa, że jesteś na naszych terenach. To może byś dołączyła?
Westchnęłam. - Niech będzie.
Suka odeszła zadowolona, łaziłam tak trochę po tym lesie i znów ją spotkałam. Tym razem była smutna, prawie płakała. Spojrzałam w stronę z której szła. Stał tam znajomy mi pies. Ale to nie możliwe. To nie może być on...
- N-Nicolay? - zapytałam niepewnie przyglądając się uważniej.
- Ty też mnie znasz? - zapytał dosyć zdezorientowany.
- To przecież niemożliwe... - szepnęłam. A ten spojrzał na mnie pytająco. - Przecież ty nie żyjesz... - dodałam.
Nie mówiłam do niego. Mówiłam do siebie, albo do przestrzeni. Mój głos był pusty, nieobecny wzrok błądził po psie od dołu wzwyż. Okrążyłam go kilkakrotnie nie dowierzając temu co widzę. A raczej kogo widzę. Duch mi się objawił? Słyszałam o takich przypadkach kiedy komuś kto ktoś zginął nieby ta osoba się pokazywała. A potem te nawiedzane istoty kończyły albo w trumnie przez samobójstwo albo w wariatkowie. Bałam się... Bałam się tego co się dzieję... On nie żyje... A ja mam chore zwidy, albo to pies podobny do Nicolay'a. Wbijali mi pół roku, że on nie żyje.
- Kłamali. Pieprzeni egocentrycy... - wymruczałam przystając.
Pies uważnie mi się przyglądał. Dzieliła nas odległość jakiś czterech, może pięciu metrów. W krótkim czasie skróciłam ją do dwóch. Spojrzałam się w jego oczy. To musiał być on. Nikt nie miał takiego wzroku jak on.
- Nicolay. Czy to możliwe? - zapytałam bardziej jego.


Nicolay?? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz