niedziela, 27 listopada 2016

Od Pioruna do Anabelle

Przemierzam kolejny las, niczym nieróżniący się od innych - drzewa, krzewy, grzyby i inna rozmaita roślinność. Teraz najgorsze jest to, jak się czuje. Ledwo stoję, ale nie zamierzam stanąć. Powolne drętwienie wszystkich kończyn nie ustępowało. Zważając na to, że pada, raczej nie zamierzały zaprzestać drętwień. Przeprawiałem się przez gęstwinę leśną, aż dotarłem na wielką polanę. Było tu kilka jakiś psów, także natychmiastowo wycofałem się głębiej w las. Podążałem obrzeżem polany, tak aby nikt mnie nie zauważył. Co nie do końca mi się udało gdyż wskoczyła na mnie jakaś cholerna wiewiórka, przez co głośniej warknąłem. Co nie uszło uwadze psom z polany. Złapałem tą cholerę w pysk, chcąc rozszarpać ją na kawałki. Niestety ktoś przeszkodził mi w tym.
- Co ty chcesz z nią zrobić? - zawołała jakaś suka.
Wbiłem wzrok w zmierzającą w moją stronę. Wyplułem sierściucha na ziemię i łapą przytrzymałem za ogon.
- A bo co? - warknąłem.
- To tylko wiewiórka, co ona takiego ci zrobiła?
- Coś na pewno. Nie koniecznie mi. Każdy ma coś na sumieniu. - mruknąłem biorąc zwierzę z powrotem w pysk.
- Co ty w ogóle to robisz? Na terenach sfory?
Znów wyplułem wiewiórkę - Idę. Nie widać?


Anabelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz