W całym tym stadzie znałem jedynie Renn'a. To z nim spędziłem cały ostatni dzień i planowałem zrobić to też dziś choć zdawało mi się, że powoli zaczynam go irytować. To szybciej niż zwykle. Zazwyczaj psy wytrzymują ze mną tydzień po czym udają się na konsultację do psychiatry.
- Ej Renn! -krzyknąłem biegnąc po wilgotnej od rosy trawie- Idziemy dziś nad rzekę?
Zza pobliskich krzaków wydał się cichy jęk. Na mój pyszczek od razu wkradł się podejrzliwy uśmiech.
- Ej co ty tam robisz Renn'ku? -zanuciłem
Szybkim susem pokonałem odległość nas dzielącą i zajrzałem za zarośla. Moim oczom ukazał się Renn wraz z Piorunem. Oboje patrzyli na mnie nieco zmieszani. (Ale nie w takim sensie zboczuchy!)
- To co? Idziem we trójkę? -spytałem radośnie merdając ogonem.
- Ehm.. No ten.. Piorun? -wynająkał pies
- Ja... Nie... Ty...
- Ale.... -spojrzał na mnie po czym z przepraszającym uśmiechem cofnął się do tyłu- Przypomniałem sobie o czymś. Muszę lecieć. Pa!
I w następnej sekundzie już go nie było. Nieco rozczarowany zerknąłem na Pioruna z nadzieją ale spodziewając się że też wyskoczy z wymówką szarpnąłem go za futro w stronę rzeki.
- Zostaw mnie! -jęknął
- No proszę! Chodź ze mną! Chodź! Chodź!
Samiec wywrócił oczami i niechętnie poczłapał za mną.
- To co? Co tam robiliście z Renn'em w tych krzakach? Mnie nigdy nie zabierał w takie miejsca. Ale wiesz... Znamy się krócej. Może czeka aż zaproszę go pierwszy? Albo się wstydzi.... A może to za wcześnie? W ogóle szkoda że nie poszedł z nami. We trójkę lepiej byśmy się bawili. W ogóle długo jesteś w tej sforze, bo to mój drugi dzień. Jestem Ashton. Ty Piorun, co nie? Znaliście się z Renn'em wcześniej? Wydaje się być spoko. O zobacz rzeka!
Na widok wodnej tafli omal nie wyskoczyłem z siebie. Szybko pomknąłem w stronę brzegu i pochyliłem się tak by zobaczyć swoje odbicie. Kątem oka zauważyłem że Piorun staje za mną z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Ej skaczemy? -spytałem
- Tak, ty możesz pierwszy -mruknął i szturchnął mnie tak, że tracąc równowagę spadłem w dół.
Ale nie poczułem chłodnej cieczy, która okalałaby moje futro, sklejając każdy włosek ze sobą. Zamiast tego leciałem w dół, coraz głębiej, ciemnym tunelem aż w końcu zderzyłem się -dość boleśnie- z ziemią.
- Żesz kurwa, gdzie ja jestem? -rozmasowałem sobie łapą czoło rozglądając się w okół.
Wszystko było jakieś... Wyblakłe. Kwiaty, rośliny, a nawet niebo zdawały się być ponure, zmęczone życiem. Wszystko było większe niż w świecie w którym znajdowałem się jeszcze rano. Spoglądając na kępkę trawy zdałem sobie sprawę, że jest niemal 5 razy większa ode mnie. Czułem się taki malutki.
- Gdzie jesteś Piorun?
Za moimi plecami usłyszałem jakieś prychnięcie. Przekonany, że jest to mój czworonożny towarzysz odwróciłem się natrafiając wzrokiem na olbrzymie, mega owłosione nogi. Te czarne kłaki można by pomylić z lianami, czy jego nie stać na golarkę? Albo chociaż wosk?
- No elo! Widziałeś tu może jakiegoś psa?
Łysy gigant pokryty dziwną wysypką i pryszczami patrzył na mnie zapuchniętymi oczami. Czyżby płakał?
- Co ci jest? -spytałem a nie doczekawszy się odpowiedzi kontynuowałem dalej- Jestem Ash a ty?
- Bu.... Bu.. Budulabindi -wyjąkał i padł na ziemię zanosząc się płaczem.
Odskoczyłem na bok nie chcąc by słone krople mnie zgniotły. To było naprawdę dziwne.
- Nie płacz Budu...eeeee.... Budi. Mogę tak do ciebie mówić?
Olbrzym pokiwał głową.
- Powiesz mi co się stało? -spytałem
- Zgubiłem swój kryształ -jęknął ocierając z szorstkiego policzka łzy- Teraz jestem nikim.
- Ej, nie mów tak. Jakiś głupi klejnot nie decyduje o tym czy jesteś fajny czy nie.
- Nic nie rozmiesz... -burknął niczym pięcioletnie dziecko
- To mi, wyjaśnij -byłem już nieco zniecierpliwiony tym wszystkim.
- No bo... Bo my olbrzymy mamy taki swój gang. I każdy z nas ma swój klejnot. Dzięki nim możemy używać super mocy i walczyć z naszymi wrogami -opisując to Budi wydawał się być bardzo podekscytowany.
- Czyli z kim konkretnie? -spytałem
- Jednorożce z Piankolandii.
- Okey.... Nie było pytania. To jak wyglądał ten, cały kryształ?
- No normalnie....Miał kształt laleczki Barbie, takie błyszczące krawędzie do rozbijania głów. No i błyszczał. Był sweetaśny. Ziomale z bandy bardzo mi go zazdrościli.
Aha. No tak. Po co ja w ogóle pytam. Przecież to oczywiste, że klejnot wyglądający normalnie ma kształt różowej landryny. Tego uczą już od przedszkola.
- A nie możesz obejść się bez niego? Użyć pięści na przykład?
- Co? Zwariowałeś? Przecież to, Jednorożce z Piankolandii, wiesz czym one polerują futerka? Wiesz? To ja ci powiem! Masłem kakaowym. To oburzające. Nie mam zamiaru brudzić sobie rąk w czymś takim. Od tego robią się zmarszczki.
Słuchając tego wszystkiego nabrała mnie ogromna ochota by zobaczyć ten cały pojedynek między olbrzymami a jednorożcami. I być może nawet zobaczę jeśli uda mi się znaleźć ten kryształ.
- Nie martw się Budi. Pomogę ci -odparłem uśmiechając się od ucha do ucha.
- Naprawdę? -olbrzyma wręcz przepełniała nadzieja.
- Tak. Naprawdę. Ale powiedz mi jedno. Dlaczego nie możesz znaleźć sobie innego kryształu? Albo pożyczyć od kogoś?
Budi aż zatoczył się z oburzenia do tyłu.
- Że co? Przecież my jesteśmy gangsta. Każdy z nas ma swoją własną własną kobietę-kryształka. Jak to, będzie wyglądało jak nagle pokażę się z jakąś nową? Chłopaki uznają, że jestem jakimś dupkiem. Z pożyczoną laską mam chodzić na ustawki?
CDN (ja mam coś nie teges z mózgiem XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz