Siedziałam sobie w lesie. Światło słoneczne prawie tu nie docierało. Uśmiechałam się do siebie. Cieszyłam się, że znalazłam tą boską kryjowkę, o której NIe wie. A nawet gdy by się dowiedział, to by nie przeżył. Czy mi pasuje to, że jestem taka... Okrutna? Tak, jestem sobą, to się liczy, pomyślałam.
Usłyszałam szelest. Odwróciłam się a na moim pysku pojawił się drwiący uśmiech.
Z drzewa skoczyła wiewiórka. Złapałam ją w locie i spojrzałam w jej małe, czarne oczy.
- Żal mi, że wpadłaś w moje łapy! - zaśmiałam się a wiewiórka zaczęła się wyrywać. - Oszczędzę cie, bo ty przynajmniej chcesz uciekać! - puściłam ją, przypominając sobie dźwięk łamiących się kości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz