Chłodne i ostre powietrze rozrywa płuca, świeże i jakże otumaniające. Przyjemnie się oddychało w tę bezchmurną noc. Było lepiej niż w dzień. Niebo nagle przysłoniły chmury i zaczął padać śnieg. Prószył mocno, jednak były to drobinki, a jakże gęsto pada. Zstąpiłam z wysokiej górki i ruszyłam powoli ośnieżoną drogą, oświetloną jedynie przez blady księżyc, wyglądający zza chmur. W odległości jakiś jedenastu metrów coś się poruszyło. Był to z pewnością pies, wyczułam go. Zbliżyłam się pewnie, dzieliły nas teraz jakieś trzy metry.
- Kim jesteś? - zapytałam.
Zaczęło mocno sypać śniegiem, można było powiedzieć, że rozpętała się wichura. Postać psa szybko zniknęła, ja również po chwili uciekłam, szukać najbliższego schronienia. W końcu dotarłam do jakiejś jaskini, na pewno nie była ona zamieszkana. Weszłam do niej chowając się przed huraganem.
- Znajdź sobie własną kryjówkę. - mruknął jakiś pies.
- Nie zamierzam się stąd ruszać dopóki to co się dzieje na zewnątrz nie ustoi. Sorry. - mruknęłam obojętnie.
Pies prychnął tylko w odpowiedzi, wyraźnie niezadowolony z mojej obecności. Musiałam być skazana na tego kogoś, gdyż na dworze nie jest teraz bezpiecznie. No tak - co to dla mnie. W sumie nic. I mimo, iż lubię zimę i śnieg to w wichurę nie szwendam się po dworze.
Leo?? Jesteś skazany na moje towarzystwo. :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz