wtorek, 29 listopada 2016

Od Pioruna cd Anabelle

Suka zepchała mnie z Klifu, nerwowo próbowałem skoczyć na jakąś ze skalnych ścianek. Nie udawało się. Wleciałem do lodowatej wody, zacząłem się topić. Usłyszałem stłumiony plusk, nie do końca w sumie plusk. Raczej jakby, coś a może ktoś odbił się od skał i wleciał do wody... - Anabelle. Próbowałem podpłynąć do niej, jednak z moim talentem tylko mocniej się topiłem. Jakimś cudem dotarłem do skał, wpełzłem ledwo na jedną i zacząłem wypatrywać suki. Nieprzytomna dryfowała, powoli zatapiając się. Była zbyt daleko abym mógł ją przyciągnąć na skałę. Było jedno wyjście - płynąć. Ja nie potrafię. Nie dam rady... Zadręczałem się myślami. W końcu zauważyłem, że Anabelle oddala się coraz bardziej. Bez większego namysłu wskoczyłem do wody. Nabrałem powietrza i podążałem dnem. W końcu dotarłem do suki, wypłynąłem i złapałem zębami za jej futro. Próbowałem wyciągnąć na brzeg sam się podtapiając. Wróciło wszystko - cała przeszłość. Zaskowytałem. Zacząłem tracić widoczność. Chłodna woda sprawiała, iż traciłem zmysły. Obraz się zamazywał, ale dalej próbowałem wyciągnąć Anabelle. Coś mnie do tego zmuszało. Ciągle powtarzałem sobie w myślach, że nie muszę tego robić, nawet powinienem ją tu zostawić i ratować siebie. Jednak zmusiło mnie coś do ratowania także jej. Próbowałem nie zamykać oczu, gdyż z każdym takowym ruchem przede mną pojawiały się obrazy z przeszłości. Cholerni ludzie, woda, życie. Wyciągnąłem ją na brzeg, ostatkiem sił doczołgałem się tam. Padłem na piasek, zauważyłem jeszcze lekko poruszającą się sukę - czyli żyje... Zemdlałem...

Patrzyłem jak skamieniały w horyzont. Woda i niebo łączyły się tam daleko, a na ich tle widniało zachodzące słońce. Stałem na jakiejś skarpie. Poczułem pchnięcie. Wleciałem do wody. Przez chwile unosiłem się na jej powierzchni i oddaliłem od lądu. Zacząłem się topić. Im bardziej starałem się wypłynąć tym bardziej ciągnęło mnie pod wodę. Poddałem się. Woda pochłonęła moje ciało. Patrzyłem pusto w stronę powierzchni. Zacząłem się dusić. Oczy zamknęły się same. Umarłem?? 


Obudziłem się na zimnym piasku. Był już wieczór. Niebo było ciemne, słońce schowało się za horyzont. Podszedłem do Anabelle, a raczej przyczołgałem się. Nadal się nie obudziła. Oddycha - czyli żyje. Raczej... Usiadłem obok niej i posępnie patrzyłem na taflę wody. Teraz była niewzruszona, niezakłócona. Wystarczyłby pewnie jeden lekki dotyk, aby jej surrealistyczna powierzchnia rozpadła się jak kruche szkło.

Anabelle?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz